piątek, listopada 30, 2007

Day 5. Death Valley Expedition.

Dzien 5 i wstaje nad ranem. Slonce jeszcze nie wstalo. Maly rekonesans po terenie. Dzien sie budzi. Wstajemy pojedynczo. Sniadanie i planowanie nastepnego etapu. Tym razem daleka polnoc. Ruszamy pusta droga. Pierwszy cel to Scotty's Castle. Zbudowany przez ekscentrycznego millionera Waltera Scotta w 1922 zamek. Wyglada osobliwie :) Trzeba wjechac kilka mil w kanion zeby zobaczyc to "zjawisko". Teraz jest to czysto turystyczny obiekt. Mozna za niewielka oplata pozwiedzac pomieszczenia. Kilka zdjec i wracamy na glowny szlak. Odbijamy teraz w strone Ubehebe Crater. "Wielka dziura w ziemi". Krater wulkaniczny szeroki na kilometr a gleboki na 237 metrow. Trzeba uwazac idac zeby nie spasc. Obchodzimy (wspinamy) krater i podziwiamy wielkosc. Nawierzchnia jest trudna do chodzenia. Ladujemy sie do wozow. Przed nami spory off-road. Bedziemy przebijac sie na poludnie trasa dla samochodow z napedem na 4 kola :) . Racetrack road w kierunku Racetrack Playa. Trasa trudna i nieprzyjemna. Droga zrobiona przez ciezkie traktory na gasiennicach co daje sie odczuc. Jazda jak po tarce. Wielkie przestrzenie, gory z kazdej strony. Wielkie polacie Joshua Tree, bez porownania wiecej niz w Joshua Tree National Park na poludnie od DV. Formacje skalne zmieniaja sie co kilka mil. Zatrzymujemy sie na chwile i badamy teren. Szukamy kamieni szlachetnych :) , wyglada ze juz ktos tu byl i wszystko zabral. Docieramy do skrzyzowania Teakettle, gdzie stoi drogowskaz obwieszony czajnikami. Kazdy podrozny zostawia tu swoj czajnik hehe. My zostawilismy puszke po mielonce ;) z naszymi autografami. W tym miejscu mam 2 drogi do wyboru. Odbijamy w strone Racetrack. Naszym oczom ukazuje sie wielkie "jezioro" z uschnietego piasku na srodku ktorego hm... jest dziwna skala wygladajaca jak .... wielka kupa :) Mapa pokazuje ze nie ma drogi na poludnie. Wracamy na skrzyzowanie i Hidden Valley jedziemy dalej. Docieramy do konca drogi... mapa klamala ale za to znalezlismy ukryte opuszczone miasteczko gornicze, domki i samochodzy. Chwila zastanowienia i wyciagamy gun-y. Strzelanie do samochodow i lodowki. Kaliber 7.62 przechodzi przez to jak przez tekture (a w filmach ludzie chowaja sie za samochodami i sprzetem w domu ... glupota, teraz widac za na karabin nie ma mocnych). Znajdujemy wjazd na wlasciwa droge. Widoki zmieniaja sie szybko z pustynnych dolin i kanionow w zalesione krete drogi w gorach. Pod wieczor przebijamy sie do glownej drogi :) Wyjechalismy z Death Valley. Zwiad naszej grupy planuje zatrzymac sie na noc na piaskach Olancha i przenocowac. Wydmy i biale piaski... Ostatni grill i pwko. Ruszamy do domu. Dluga noc przed nami ponad 600 mil do San Francisco. Mimo korkow i wypakow po drodze docieramy szczesliwie. Myslami jestem juz przy nastepnej wyprawie .... to wciaga.



••• Death Valley (Furnace Creek, Scottys Castle, Ubehebe Crater, Racetrack Valley, Teakettle Junction, The Racetrack, Hidden Valley) - Olancha Dunes - San Francisco •••

•••• F O T K I ••••

środa, listopada 28, 2007

Day 4. Death Valley Expedition.

Dzien 4 i wstajemy powoli. Noc w hotelu z lazienka zregenerowala nas dobrze. Wypoczeci z nowa energia ruszamy w droge. Na zewnatrz hotelu stoi wielka krowa :) nie wiem dlaczego i po co. Pomnik krowy ? Rozbawilo mnie to mocno. Ustalamy cel na dzisiaj. Bedzie nim centralna czesc doliny. Typowo turystyczna gdzie spodziewamy sie natknac na masy ludzi. Teren wokolo hotelu milo mnie zaskakuje. Widok gor i pustynia u podnuza a na niej prosta jak kreska droga ktorej konca nie widac. Ruszamy i za niecala mile mijamy granice z California :) Nie bylem swiadom ze hotel jest na samej granicy. Pierwszy samochod w konwoju informuje nas ze po jego prawej stronie jest jakies "strzelanie" i skreca gwaltownie. Ruszamy za nim nie bardzo wiedzac o co chodzi. Docieramy przez piaskowa droge to tego miejsca... zjawisko dosc osobliwe, na srodku pustyni ustawione domki jak w westernie a za nimi tarcze strzelnicze. Wokolo krzataja sie ludzie ubrani w stroje z epoki dzikiego zachodu. Rewolwerowcy. Przyjmuja nas milo i chetnie dziela sie iformacjami na swoj temat. To jest SASS czyli pasjonaci sigle action shooting. Klasyczne colty i strzelby. Urzadzaja sobie zawody w strzelaniu na czas itp. Przy nas "wystrzelali" ladna melodyjke z rewolwerow :) Popatrzylismy i czas sie zbierac. Pierwsze slynne miejsce na ktore natrafiamy po drodze to Zabriskie Point. Teraz jest zima i temperatura jest umiarkowana. Bylem juz tu latem gdzie doswiadczylem poteznych upalow. Niesamowite widoki. Tylko zdjecia potrafia oddac to co widzimy. Opuszczamy ten urokliwy zakatek ziemi. Nastepne miejsce to Furnace Creek . Miejsce wyglada jak oaza pelna palm na srodku pustyni. Zatrzymujemy sie na campingu. Szybkie sniadanie i stwierdzamy ze warto tu zostac na noc. Jeszcze nie ma poludnia wiec czasu jest sporo. Peter z pierwszym wozem konwoju zostaje na miesjcu, my ruszamy do Badwater . Najniżej położony punkt w ameryce polnocnej znajduje się 86 m ponizej poziomu morza. Na skalach nad punktem widokowym jest umieszczona tabliczka pokazujaca poziom morza. Najbardziej suche miejsce Ameryki i jedno z najgorętszych miejsc na ziemi, gdzie latem temperatury dochodzą do 57°C, a piasek rozgrzewa się do niemal 100°C. Teraz zbudowano tam taras i zejscie dla turystow. Mozna zejsc i pochodzisc po "soli" na kiladziesiat metrow wglab. Wyglada to jakby ktos wysypal wielka solniczke :). Teren jest plaski wiec w wyobrazni widze jak szybkie samochody bija tu rekordy predkosci ;). Zbieramy sie do samochodu i wracamy ta sama trasa tylko odbijamy na Artist Palette. Jest skret miedzy gory w kanion. Wjazd z jednego punktu a wyjazd w innym. One way road. To skolei miejsce gdzie szalony malarz zostawil swoja alete z farbami. Mamy rozne kolory skal i piasku. Wspinamy sie na skaly. Widoki nie do opisania. Slonko mocno swieci. Powoli mija poludnie wiec czas wracac. Spotykamy sie z Peterem tam gdzie go zostawilismy w Furnance Creek. Rezerwujemy sobie miejsce na noc. Ruszamy na polnoc. Cel to Titus Canyon przez ktory wjezdzamy od strony Nevady. To droda jednokierunkowa przez kanion, nie ma zawracania. Naped na 4 kola sugerowany. Mamy na 2 kola ale dajemy rade. Wspinaczki wozem pod gore dostarczaja duzo emocji i adrenaliny. Droga jest trudna ale da sie prowadzic. Duzo piasku i kurzu w powietrzu. Jako drud woz w konwoju mamy utrudniona widocznosc. Szybko wyczerpuje sie plyn do spryskiwania szyb. Dolewamy co jakis czas wode. W silniku jak w piaskownicy a to dopiero poczatek. Nasza Mazda duzo wytrzymuje jak na miejski SUV. Mijamy rozne formacje skalne, widoki zmieniaja sie czesto i nie jest monotonnie. To juz Off-Road. Co jakis czas zatrzymujemy sie i podziwiamy skarby natury. Mijamy opuszczone miasteczo z kopalnia. Powoli dzien ma sie ku koncowi. Slonko cieplymi kolorami kladzie sie na gorach. Teraz to sa widoki ! Wudostajemy sie z kanionu. Warto bylo. Wracamy na naormalna droge. Teraz juz camping i przygotowanie jedzenia. Ksiezyc swieci tak mocno ze jest prawie jak w dzien. Wiatr juz nie wieje wiec pogoda w nocy jest znosna. Dopijamy co mamy i padamy :) Rano kolejne wyzwanie...

••• Death Valley (Death Valley Junction, Zabriskie point, Furnace Creek, Badwater, Artist Palette, Titus Canyon) •••

Day 3. Death Valley Expedition.

Dzien 3. Wstajemy powoli. Slonce wschodzi zza gor i rzuca swoje cieple swiatlo na nasze wozy. Ruszam o poranku na zwiad. Wdrapuje sie na pobliskie gorki i robie serie zdjec. Na dole w obozie zaczyna sie ruch. Grupa wstaje i szykuje posilek. Duzo dymu unosi sie nad dolina. Widoki sa niesamowite. Po sniadaniu robimy mala rozgrzewke i powtorka ze strzelania. Oszczedzamy ammo na potem. Pakowanie trwa dluga chwile. Samochody ruszaja powoli, teren jest trudny i nie chcemy stracic elementow podwozia i kol. Wydostajemy sie na droge i ruszamy w strone Death Valley. Po drodze mijamy Searles Dry Lake. Plan zaklada przejazd przez DV i dotarcie do Beatty w Nevadzie gdzie mamy skrecic w strone Area 51. Jedziemy dynamicznie i szybko, drogi sa puste tylko uwazamy na policje. Mijamy tablice informujaca nas ze jestesmy juz w slynnej dolinie :) Jedziemy Emigrant Canyon w strone Stovepipe Wells tam odbijamy w na Devils Cornfield zatrzymujac sie w Mesquite Sand Dunes . Miejsce jest niesamowite jakby przeniesione z arabii :) pustynia z diunami, wiatr przypominajacy burze pustynna. Piasek wdziera sie wszedzie, czuje ze mam go pelno w ustach i pod ubraniem :) aparat znosi to dzielnie. Wracamy na trase, powoli sie sciemnia a mamy jeszcze kawal drogi do pokoniania. Zatrzymujemy sie na chwile w pobliskim Ghost Town, opuszczone gornicze miasteczko. Cale budynki i samochody. Tylko ludzi brakuje. Dzwine :) Jadac droga Daylight Pass przekraczamy granice z Nevada. Tu speed limit jest juz 80 mph. Cisniemy. W Beatty tankujemy paliwo i szukamy drogi w strone strefy 51. Obieramy kirunek na polnoc co okazuje bledem. Po kilkudziesieciu milach zatrzymujemy sie w celu weryfikacji trasy. Musimy wracac do Beatty a stamtad na poludnie... Zapada zmrok. Zatrzymujemy sie przy slupie informujacym ze jestesmy przy Area 51 :) . Spedzamy chwile lustrujac niebo z nadzieja ze pojawi sie jakis latajacy pojazd. Nie stwierdzilismy obecnosci UFO lub innych pojazdow. Ruszamy do hotelu. Blisko nas jest Longstreet Inn Casino. Jestesmy juz troche zmeczeni. W hotelu jemy kolacje. A potem idziemy do kasyna :) Kilka partii z automatami i juz jestem bez kilku dolcow. Piotr postanawia odlaczyc sie od grupy zeby samemu pojechac do Las Vegas, ponad godzine jazdy od naszego hotelu. Reszta udaje sie na drinka do pokoju gdzie pada jak trafiona gromem :) tylko Dori jest pelna energii ... a my juz w glebokim snie z kubkami whisky w dloniach...

••• Trona - Death Valley (Emigrant, Srovepipe Wells, The Sand Dunes, Devils Cornfield) - Beatty ( Nevada ) - Area 51 ( Nevada ) - Longstreet Inn ( Nevada ) •••

•••• F O T K I ••••

wtorek, listopada 27, 2007

Day 2. Death Valley Expedition.

Dzien 2 przywital nas slonkiem. Jezioro za dnia okazalo sie calkiem ladne. Kameralna plaza i poranne sniadanko. Opracowujemy plan na dzisiejszy dzien. Ustalanie koordynatow na Trona (reserwat narodowy) gdzie musimy poszukac noclegu. Jazda w konwoju przebiega sprawnie. Mamy staly kontakt radiowy. Docieramy do wyznaczonego miejsca ale okazuje sie ze jest tam zlot mad-max-ow :) Masy ludzi na motoroach i quadach. Zmieniamy cel. Jest oddalony o niecala mile. Ruszamy z glownej drogi przez piaszczysto-kamienista pustynie. To juz off-road. Trudna droga wymaga uwaznej jazdy, tak zeby nie uszkodzic pojazdu. Znajdujemy mila dolinke gdzie rozbijamy oboz. Przygotowujemy teren i ognisko. Pojawiaja sie ludzie na motorach i quadach. Decyzja, rozkladamy nasza bron przy samochodach dajac czytelny sygnal ze nie chcemy tutaj intruzow. Podzialalo wiecej juz nikt nie przyjechal. Chwila na relaks. Strzelanie. Rozmieszczamy cele na roznych odleglosciach. Na poczatek snajperka 7.62 na dlugi dystans. Potem zajecia w podgrupach. Ja przesiadam sie na kaliber 22 i trenuje na uboczu. Luneta jest troche zle ustawiona po ostatnim czyszczeniu wiec trzeba ja "skalibrowac" . Potem strzela bezblednie. Powoli konczy sie amunicja do sks-a. Na szczescie kupilismy duzo do 22. Dla odmiany wyciagamy "dwunastke" mosberga nazywana "pompka" :) do juz bron typu "skieruj w strone przeciwnika i nacisnij spust" :) Zmiata wszystko. nawet trafiamy w butelki w locie :).
Po tak ciezkim dniu pora na grilla. Jest miesko i kielbaski. Ale jest Thanksgiving Day wiec trzeba przygotowac wczesniej kupionego indyka ;) Rozmrazanie wielkiego indora polegalo na pozostawieniu go przez caly dzien na sloncu a potem porabaniu siekiera na male kawalki :) Potem na ruszt i wyszedl smaczny indyczek. Tradycji stalo sie za dosc. Powoli zachodzi slonce. My szykujemy sie do nastepnej nocy w samochodach. W dzien bylo goraco ale w nocy temperatuta bardzo spada. Musimy sie ubrac w cieple kurtki. I tak mija kolejny dzien.


••• Isabella Lake - Ridgecrest - Trona Pinnacles Recreactions Lands •••

•••• F O T K I ••••


Day 1. Death Valley Expedition.

  • Polska Misja Ekspedycyjna.
  • Cel: Eksploracja Death Valley
  • Dni: 5
  • Skład: 4 osoby (Dorota i Peter & Piotr i Marcin)
  • Samochody: Isuzu Rodeo i Mazda CX 7

Pierwsza grupa zwiadowcza w skladzie Dori i Peter wyruszyla w dniu 1 juz rano. My wyjechalismy po poludniu. Zwiad mial znalesc i przygotowac logistyke na noc. Kontakt zapewnial nam radioodbiornik Motorola i ustalone miesjca pierwszego spotkania w sytuacji gdy srodki lacznosci zawioda. Wyruszylismy z San Francisco przez Bay Bridge w strone Oakland, tam po drodze zakupilismy prowiant i ruszylismy na I -5. Okazalo sie ze jest telefony dzialaja i ustalilismy zbiorke nad jesiorem Izabella okolo 5-6 godzin od SF. Swieto indyka :) spowodowalo spore korki na drogach, wszyscy jechali do rodzin. Dotarlismy do celu kolo 1 am. Namierzalismy sie radiem. Grupa zwiadowcza przygotowala baze logistyczna nad samym brzegiem jeziorka. Bylo ognisko i cieply prowiant. Whisky tez :) Spotkanie potrwalo do rana. Ksiezyc swiecil bardzo jasno. Nocleg w samochodach.



••• San Francisco - Oakland - Bakersfield - Isabella Lake •••

•••• F O T K I ••••


Mam California Drive License :)

Zdalem drive test :)


Czesc druga "robienia" prawka w Cali. Po tescie pisemnym przyszla pora na egzamin praktyczny czyli jazde po miescie. Przez strone internetowa DMV ustalilem termin spotkania (ponad tydzien czekania w San Jose i miesiac w San Francisco). Wybralem San Jose, znam miasto i okolice wiec czulem sie pewniej. Procedura wymaga zeby kazdy zdajacy przyjechal samochodem na egzamin, moze byc z wypozyczalni z dokumentem (listem od wypozyczalni ze zgadzaja sie zebym na tym wozie zrobil test) ubezpieczeniem, samochodem znajomego z upowaznieniem i z osoba majaca juz prawo jazdy itp... Okazalo sie ze wystarczy tylko kwit z wypozyczalni (na ktory nawet nie patrza :) i przyjechalem sam :) .Egzamin mialem na 2.20 pm wiec jeszcze nie bylo korkow. Dotarlem spokojnie w godzinke z SF, pogoda byla sloneczna wiec humor dopisywal. Nawet sie nie stresowalem (jest kilka prob wiec mozna spokojnie do tego podejsc). Zaparkowalem pod DMV w SJ. W srodku jak zwykle klebil sie tlum ludzi (w DMV zalatwia sie prawie wszystko hehe) Zglosilem sie do okienka z tabliczka DRIVE TEST i dalem wszystkie tymczasowe papierki. Pan (90% pracownikow to kolorowi) sprawdzil wszystko (nie przygladal sie papierom z rentowni) i wydrukowal kwitek i kazal podjechac wozem na linie egzaminacyjna pod urzedem. Podjechalem i ustawilem sie w kolejce, dwa wozy byly przede mna. Jeden samochod zostal zdyskwalifikowany za brak jednego swiatla stopu. Dwie groznie wygladajace panie egzaminatorki pojawily sie na scenie :) Do mnie podeszla ta mniej groznie wygladajaca hehe. Podpisalem karte ze rozumiem o co chodzi itp. Nastepnie opadlilem stacyjke i musialem pokazac co gdzie jest :) hamulce, klakson, swiatla itp jedyne co "nowe" to znaki reka (jak pokazac chec skretu w lewo, prawo i stop przy pomocy lewej reki). Potem Pani wsiadla i powiedziala zebym wykonywal jej instrukcje. Ze nie bedzie kazala robic czegos "Illegal" (a co typowe dla polskich egzaminatorow ktorzy lubia kazac skrecac w niedozwolone miejsca zeby czlowieka uwalic) Powiedziala ze bedzie wszystko notowac i zebym sie tym nie stresowal. I ruszylismy. Jazda trwala moze z 15 minut. Egzaminatorka okazala sie bardzo sympatyczna i usmiechnieta i mowila "we wont You to pass the egzam" :) Zrobilem kilka bledow typowo europejskich hehe ale jak dojechalismy to zostalem poinformowany ze zdalem. Chwile poswiecila mi na wytkniecie bledow, gdzie najwiekszy byl ze nie spojrzalem przez ramie w lewo jak ruszalem spod kraweznika (patrzylem w lusterka) a oni sa na tym punkcie wyczuleni !! chodzi o martwe punkty. Ucieszylem sie i poszedlem do okienka po tymczasowe ale juz potwierdzone prawo jazdy. Taki kwitek. Odbieram plastik za 2 tyg do 4 tyg. Wiec bylo milo i przyjemnie. Zeby w Polsce to tak wygladalo......

poniedziałek, listopada 26, 2007

Death Valley: 5 dni. off-road

teskt w przygotowaniu
  1. San Francisco - Oakland - Bakersfield - Isabella Lake
  2. Isabella Lake - Ridgecrest - Trona Pinnacles Recreactions Lands
  3. Trona - Death Valley (Emigrant, Srovepipe Wells, The Sand Dunes, Devils Cornfield) - Beatty ( Nevada ) - Area 51 ( Nevada ) - Longstreet Inn ( Nevada )
  4. Death Valley (Death Valley Junction, Zabriskie point, Furnace Creek, Badwater, Artist Palette, Titus Canyon)
  5. Death Valley (Furnace Creek, Scottys Castle, Ubehebe Crater, Racetrack Valley, Teakettle Junction, The Racetrack, Hidden Valley) - Olancha Dunes - San Francisco

środa, listopada 21, 2007

Miasto nieprzyjazne dla posiadaczy samochodów

San Francisco jest miastem wybitnie nieprzychylnym dla osob ktore posiadaja samochody. O ile jazda po gorkach i dolkach moze byc "fajna" o tyle juz parkowanie jest czynnoscia niekiedy niewykonalna :( Doswiadczam tego dosc czesto ale teraz to juz zaczyna byc mocno irytujace. Wczoraj dla przykladu szukalismy miejsca do zaparkowania wozu przez godzine, jezdzilismy w obrebie naszego domu... udalo sie ale bylo bardzo nerwowo. Zaparkowalismy kilka blokow od nas i mam nadzieje ze w dobrym miejscu.... A trzeba uwazac na wszystko :) Krawezniki: zielone, biale, niebieskie od ich koloru zalezy czy dostaniesz mandat czy odcholuja samochod. Wiec trzeba byc czujnym i patrzec na kolory ale jedna zasada :) jak nie ma koloru to mozna ... o ile nie ma znaku. Znaki: 2 hours parking, 4 hours parking, no parking, parking with permit... itd itp trzeba uwaznie czytac i stosowac sie do znakow, jesli masz watpliwosci to lepiej szukac dalaej. Parkoamty zwykle (ale nie zawsze) sa ograniczone czasowo 1 hour, 2 hour itd a ceny rozne w zaleznosci od miejsca, wazne nawet jesli jest parkomat to trzeba patrzec na kolor kraweznika ... (czesto parkomaty tez sa pomalowane). Nastepna wazny znak czerwony napis na bialym kwadracie, sprzatanie ulicy !! uwaznie czytac kiedy i zabierac w ten dzien samochod (zwykle miedzy 7-10 rano) a jesli juz zapomnisz to kosz 40-50 usd... Uwazac tezba tez na ulice jednokierunkowe zeby nie wjechac pod prad :) Czytac uwaznie znaki ! Bo nagle moze pojawic sie w tylnym lusterku sliczna duza limuzyna koloru czarno-bialego z przepiekna iluminacja w przecudnej oprawie dzwiekowej, a to zwykle konczy sie mandatem. Tak wiec parkowanie to tylko z permitem, na wykupionym parkingu, na prywatnym parkingu - zwykle drogim, przy parkomacie (trzeba miec duzo monet przy sobie), i przy niepomalowanych kraweznikach bez znakow pionowych ktore zakazuja itd A teraz o tych co wypisuja mandaty :) to sa ludzie pojawiajacy sie znikad :) majacy nadludzki dar znajdywania zle zaparkowanych wozow (pierwowzor supermana?) :) naprawde wystarcza 2-3 minuty i masz mandat a czasem 4 minuty i masz odcholowany samochod ( zwykle jesli szybko zareagujesz to konczy sie na 240 dolarach) ... sa naprawde szybcy !!! jakby w kazdym miejscy byl czujnik w betonie hehe. Smigaja malymi "pudelkami" na 3 kolkach, zwyklymi wozami z logo, na motorze i wozy policyjne. Jak juz dotaniesz mandat to jest opcja odwolania sie, wiec mozna sie klucic i czesto ludziom udaje sie anulowac mandat, a taki powazny policyjny mandat to sedzia jest w stanie anulowac jesli ty sie stawisz a policjant z braku czasu nie pojawi sie... co czesto sie dzieje. To mniej wiecej tak wyglada. Wiec autobusy sa pozapychane ...

wtorek, listopada 20, 2007

Rekonesans w San Jose

Korzystajac z okazji ze mamy samochod wyrbralem sie z wizyta do San Jose (ktory to juz bedzie raz...). Mieszkam przy przy parku Golden Gate i niedaleko oceanu wiec trasa jest mila, "wylatuje" na CA 1 i zaraz na I-280. Droga jest mila i przyjemna, widoki sa swietne. Na 101 - ce zawsze jest traffic i za oknem slabe krajobrazy :) Zwykle dotarcie zajmuje mi kolo 50 minut. W poniedzialek w San Francisco zrobily sie szare chmurki i pokropilo troche ale wystarczylo wyjechac poza miasto i juz bylo super slonko i upal. Zrobilem rekonesans w lokalnym DMV zeby zobaczyc jak wyglada egzamin praktyczny na prawko. Potem posnulem sie po okolicy. Po poludniu Peter zwinal sie z pracy i podjechalismy do sklepu z bronia :) Chcialem zerknac co maja na stanie i ile kosztuja giwerki. Jako permanent resident potrzebuje przyniesc moje ID i kwity za prad :) za kres 3 miesiecy lub umowe na mieszkanie i zaplacic 25 usd i zdac u nich test. Potem czekam 10 dni na sprawdzenie mnie u odpowiednich wladz i moge kupic sobie 9mm :) wpadl mi w oko HK USP Compact ... 830 usd :( duzo ale moze bedzie jakis sale lub w innym sklepie znajde taniej, zawsze zostaje klasyczna Beretta. Byl tez Desert Eagle ale to wyglada jak armata :) hehe Krotka wizyta w Costco (moim ulubionym sklepie hehe) i wracamy. Bro i driny podczas czysczenia broni :) popadalismy jak muchy ......... mosberga udalo sie poskladac dopiero rano :)

poniedziałek, listopada 19, 2007

Walijskie krajobrazy we mgle

Leniwie zaczal sie weekend, samochod wzielismy dopiero w sobote rano (sliczna maszyna Mazda CX 7) ale za to na caly tydzien, w srode po poludniu zaczyna sie dluuuuuuugi weekend. Indyk bedzie mial swoj dzien :). Ruszylismy niemrawo na polnoc przez Sausalito w strone Point Reyes. Juz u nas pod domem byl niezly fog ale wjezdzajac na mosc mielismy probke tego co bedzie nasz czekac ... Widoki do pewnego monemtu byly niesamowite, droga numer 1 biegnie wzdluz wybrzeza i jest bardzo widokowa :) niestety fog zaatakowal szybko i zniknely piekne widoki. Jazda serpentynami w gorskich rejonach nie jest mila i latwa ale jakos dalismy rade, slaba widocznosc ... Klimat i "klimat" przypominaja walie i szkocje, jest bardzo zielono i gorkowato, wiszaca mgla i mijane domki maja swoj urok nietypowy dla ameryki. Mozna tu krecic filmy o wyspach brytyjskich i nik sie nie polapie :) Dotarlismy do latarni morskiej w Point Reyes tuz przed zamknieciem. Widocznosc byla na 0 metrow ... slyszelismy ocean :) mimo to bylo ciekawie. Potem powrot w mleku i nocy ... slabo to wygladalo ale GPS pokazywal gdzie sa zakrety :) Golden Gate Bridge caly dzien byl zasloniety przez fog, jaki musza miec pech turysci ktorzy wpadna na jeden dzien do SF i zechca zobaczyc to magiczne miejsce :)
Na noc dotarlismy do Monterey, po drodze zrobilismy zakupy w polskim sklepie, kilbasa i kabanosy, ogorki kiszone i piwo zywiec :) for fun. Odbyla sie uczta staropolskim zwyczajem. Oczywiscie nastepnego dnia bolala mnie glowa... cos mi tu klimat nie "robi" jesli chodzi o trunki. Poranek sloneczny, usmiech na ustach. Cieplo bardzo wiec wszyscy w koszulkach. Przybyli do nas znajomi Asia z Kuba. Przed wyruszeniem na ocean Kuba naprawil kil, plywajac w akwalungu pod lodzia. Pogoda dopisywala i rybki tez sie zlowilo, Piotr nawet ponurkowal z lodzi wiec wszyscy byli happy :) :) :) Wieczorkiem musialem "przygotowac" rybki na grila. No i tak minol nastepny weekend (napewno nikt nie wypoczal ) ale nie o to w tym chodzi :)

[San Francisco - Sausalito - Point Reyes - Monterey]

środa, listopada 14, 2007

Prawo Jazdy po kalifornijsku

Opis procedury zalatwiania prawa jazdy w stanie California :) teoretycznie mialem 10 dni jako rezydent na zrobienie prawka. Zeszlo sie dluzej. Tak wiec caly proces jest "dla ludzi", w Polsce jest to caly rytulal z koncowym namaszczeniem ;) Ale o tym to juz mozna ksiazke napisac.
Zacznamy od internetu, na stronie DMV (Department of Motor Vehicles) trzeba bylo znalesc najbizsza placowke. NIe bylo to trudne jak sie okazalo :) w SF jest tylko jedna na Fell street (zreszta blisko mojego mieszkania i parku Golden Gate). Jest opcja umowienia sie na wizyte on-line lub telefonicznie. Zamowilem wizyte na najblizszy wolny termin. Ale z ciekawosci wybralem sie spacerkiem wczesniej zeby zobaczyc co i jak. Na wejsciu jest kontuar za ktorym siedziala jakas pani a nad nia wisiala tabliczka "start here" :) Chcialem pobrac formularz DL 44. Nie moglem znalesc w jezyku angielskim, byly prawie we wszystkich azjatyckich jezykach, hiszpanskim, rosyjskim.... polskiego nie ;) trudno . Podszedlem do pani proszac o DL 44... pani owszem dala mi i zaznaczyla co mam wypelnic...hm ja tylko chcialem wziac na wynos ;) ale ok wypelnilem szybko 3 rubryki i jej oddalem na co pani dala mi numerek i skierowala do stanowska numer 29 ... potuptalem. Tam mila azjatka poprosila mnie o Permanent Resident Card ( lub Paszport ) i Social Security Number i Adres, podalem i uiscilem oplate w kwocie 27 usd :) . Panie zapytala czy mialem badanie wzroku, hm... nie... wiec kazala mi przeczytac literki na tablicy za nia :) to mnie mocno rozbawilo . Przeczytalem. Na co pani oddala mi kwity i kazala isc do okienka B zeby zrobic fotke. Tak zrobilem. Pan z okienka B skierowal mnie na czerwony dywan i kazal czekac do innego okienka po ... !!!! karte egzaminacyjna :) dobra czemu nie. Dostalem 36 pytan gdzie mozna zrobic 6 bledow. Zdaje sie stojac przy stolikach odgrodzonych od siebie dykta :) mozna wyjac cala literature pomocnicz jak slowniki itp. Czas nieograniczony byle przed zamknieciem sie wyrobic. Poprawnie odpowiedzialem na 33, z trzech bledow jeden to przez nieuwage, drugi przez zle zrozumienie jednego slowa a trzeci to faktycznie z niewiedzy. Pani milo oznajmila ze zdalem i dostalem TYMCZASOWE PRAWO JAZDY ( w formie wydruku ) wazne 0 dni. W tym czasie mam zadzwonic i umowic sie na jazde... oki tyle ze mam przyjechc swoim samochodem lub z wypozyczalni hehe
Tak wiec trwalo to wszystko kolo 20 minut.....
"Don't be nervous. DMV wants you to pass your test. Good Luck!"
to jest piekny tekst :)
Jak widac mozna szybko i normalnie. Poszedlem po formularz a... zalatwilem wszystko :)

wtorek, listopada 13, 2007

"Nasi" tu są :)

Odkrylismy POLSKI sklep kilka blokow od naszego mieszkania :) na 24th i Geary. Jest wszystko co trzeba od szynki i baleronu przez kielbase i kabanosy po bulke tarta i ptasie mleczko... hehe jak swojsko. Wlasciciel ma ten sklep juz od ponad 30 lat. W wolnej chwili dowiem sie wiecej, moze ma jakas fajna historie do opowiedzenia.


Zwykłe robotnicze życie :)

I jak co piatek biegiem do Enterprice po samochod. Obralismy pewna taktyke :) zamawiamy przez net najtanszy econo a na miejscu targujemy sie o mocniejsza maszyne, zwykle jest to przed zamknieciem wiec daja co maja a "maja" hehe . Testujemy wszyskie wieksze amerykanskie samochodzy zeby miec jakis fun :) Tym razem byl skromny Dodoge ale trzeba wszystko sprawdzic. Pojechalismy na kolacje do Berkeley do naszej przesympatycznej Beatki. Zaprosila sister z chlopakiem, wiec byla to "polska" kolacja przy wloskiej pizzy i californijskim winie (glowa bolala). Rano ruszylismy do "naszych" w Monterey na macgregora ktory juz czekal na wlaczonych silnikach :) trzeba bylo zlowic rybki na kolacje bo jedzonka nie bylo innego. Zaczelo sie dosc zabawnie, Peter zaczal od pokazania drugiemu Piotrowi jak sie lowi (zarzucil wedke i pokazal jak sie tym poslugiwac i co robic, nastepnie poderwal do gory i ..... byly 2 ryby !!! ubaw byl niezly .... poczym Piotr powtorzyl czynnosc z .... identycznym skutkiem ... nastepne 2 ryby !!! no to juz bylo mocne hehe ). Potem trafila sie jeszcze jakas rybka i byloby super ale nasz lina sie zerwala i trzeba bylo sie ratowac. W tym wszystkim ryby "zaginely" wiec musielismy lowic od nowa, udalo sie i mi przypadla rola "goscia od patroszenia" . Winko , rybki, gadu pogadu, winko, winko, whisky i kolegow do knajpy nie wpuszczono : YOU ARE INTOXICATED... trudno . Rano wieeeeelki kac. I maly sztorm ale pogoda boska, slonko mocno dawalo. Potem powrot. Takie zwykle robotnicze zycie w californii...

czwartek, listopada 08, 2007

San Fogisco

... nastaly fogowe dni :( bialo-szare "cos" chmurowatego pojawia sie nagle i zaslania slonce. Od kilku dni mamy maly spadek temperatury i poranne "mleko", przyznam ze to troche przygnebiajace, zwlaszcza jak wyjade kawalek za miasto i tam juz jest cieplo i slonce. Widok jest niesamowity patrzac od strony poludniowej, jak wielka chmura zakrywa dokladnie cale miasto ! Jak musza byc zawiedzeni turysci ktorzy wpadli na jeden dzien do SF i chca zobaczyc Golden Gate Bridge ;) .... zobacza pewnie dolne pylony hehe .... ale trudno trzeba sie z tym pogodzic ... nadciaga zimny czas.

poniedziałek, listopada 05, 2007

Filmiki

Uniwersyteckie życie w Berkeley popite winem z Napa Valley

Niedziela to wizyta w Brkeley i Napa Valley. Na zaproszenie naszej przemilej polskiej doktorantki zawitalismy do tego "uniwersyteckiego" misteczka ( hm... prawde mowiac to dziwnie jest tutaj w bay area, miasta przenikaja sie i tak naprawde trudno sie zorientowac kiedy jestes w Oakland a kiedyw Berkeley itd.... rownie dobrze mogla to byc jedna z dzielnic SF) Zaczelo sie niezle, to co lubimy waskie i strome uliczki :) jak zwykle przy pomocy GPS dotarlismy pod podany adres i naszym oczom ukazal sie sliczny domek na gorce :) Wnetrze nas powalilo ! hm... jasny i przestronny i ..... wielki "taraso-balkon" drewniany z widokiem na panorame San Francisco... slonko grzalo ... wszystko przypominalo poludniowe wlochy... To mnie pokonalo - zauroczylem sie :) Beatka pani na tych wlosciach ugoscila nas serdecznie :) bylo jadlo i wszelakie trunki, za co dziekujemy :) Po chwili delektowania sie urokami miejsca pora byla ruszac i odwiedzic ten slynny uniwersytet of california. Zapoznalismy sie z topografia tej wylegarni lewackich elit ;) poznalismy slynna Telegraph ave. gdzie do dzisiaj jest wyczowalny hipisowsko anarchistyczno lewacki klimat ;) hehe kiedys tutaj gwardia narodowa dyskutowala ze studentami ... kilku studentow odnioslo smiertele rany, pewnie biegnac zawadzili o kule z broni palnej. Ale miejsce warte jes przemyslenia jesli ktos chcialby zamieszkac zdala od wielkiego miasta. Dociera tutaj BART wiec jakby co to mozna sie szybko przedostac do SF. Zmieszkalo, ale postanowilismy jeszcze odwiedzic Napa Valley, dotarlismy juz dosc pozno zeby zalapac sie na degustacje ale dostalismy wskazowki na potem> Rundka po valley, tylko strasznie duzo zywoplotow poprzycinanych w rzedach :( .... zaslanialy winorosl.... ani jednej nie widzialem :( trudno moze kiedys to wytna ....




[Berkeley - University of California - Napa - Napa Valley]

F O T K I
• • • • •

sobota, listopada 03, 2007

Z wizytą u Arnolda

Sobota to wyprawa do Sacramento.
Piekny dzionek :) Wzielismy wielka fure :) Dodge Dakota. Ruszylismy przez Sausalito do Fairfield, gdzie miesci sie baza lotnicza Travis. Procedura dostania sie na teren tej bazy jest dluga... SSN, ID, Drive License i papiery wozu ... i zdjecie.... ufff udalo sie. Ale park maszyn byl maly, troche zawiedzeni bylismy ale ok. Przynajmniej dali pozwiedzac w srodku maszyn. Wyglada ze duzo ruch byl ;) maszyny startowaly i ladowaly co chwile, trzeba zaopatrywac wojsco na wojnie. Zbieramy sie z bazy i ruszamy do Sacramento, stolicy Cali :) Kieruje sie na "stare miasto" zachowane w nienaruszonym stanie nad rzeka. Taki maly dziki zachod. Odwiedzamy muzeum kolenictwa. Zabawne w tym miescie sa nazwy ulic.... litery alfabetu :) i cyfry :) wiec mozna mieszkac na ulicy C ... Q .... F lub 1 na 1 street apartament 1 na rogu z I street :) itd... docieramy do Capitolu, wyglada jak kopia tego budynku z waszyngtonu :) ladny. Park dookola tez ladny. Generalnie ladne miasto :) polecam. Jeszcze na koniec mala dygresja - zaklad karny w Folsom i tyle


[San Francisco - Sausalito - San Rafael - Vallejo - Fairfield - Travis Air Base - Sacramento - Folsom ]

F O T K I
• • • • •

piątek, listopada 02, 2007

Przeprowadzka

teraz juz kilka krokow od Golden Gate Park :)