środa, października 31, 2007

8.04 pm pierwsze trzęsienie ziemi... 5.6 magnitude

Wczoraj wieczorem nastapily ziemskie turbulencje. 5.6 w skali Richtera z epicentrum kolo Alum Rock niedaleko od San Jose. Ciekawe doswiadczenie ...

poniedziałek, października 29, 2007

San francisco - magiczne miejsca (part I)

czwartek, października 25, 2007

L.A. Story

Jak nakazuje staropolska tradycja udalismy sie na daleki wypad :) Los Angeles.
Musze sie zebrac i napisac cos :)

poniedziałek, października 15, 2007

tydzien

:) skonczyly sie dalekie wyjazdy, pozostalo miasto. Powoli przyzwyczajam sie do Sna Franscisco. Chodzenie po ulicach, zakupy, spotkania itp juz znam topografie na tyle dobrze ze swobodnie juz poruszam sie bez mapy. Komunikacja miejska opanowana ;) Wiem ktore dzielnice warto zobaczyc i te ktore mozna ominac. Powoli ekspansja zaczyna sie przenosic na strone zachodnia. W tygodniu poniedzialek przeznaczony byl na odpoczynek po "ciezkim" weekendzie. Ale na wtorek umowiony bylem w San Jose na jedzenie rybek, ktore zlowilem (pierwszy raz w zyciu hehe). Jak to staropolska tradycja nakazuje bylo Whisky, Jack Uzzi :) i jadło. Najlepiej oddaje to Perfect:
A w sobotnią noc, Był Luxemburg, chata, szkło, Jakże się chciało żyć! :)
Wszystkiego w brud, Alpagi łyk, I dyskusje po świt ...
bolalo rano :) zanim sie pozbieralismy byla 5 pm. Z misterem Piotrem czas misja szybko i wyglada ze wyrasta na postac pierwszoplanowa w naszej skromniej polskiej bajce :) Dac yt i pozamiatane ;) a pomyslec jak szaro i nudno by to wszystko wygladalo :)
Dorotka poszla do szkoly ;) tylko zapomnielismy kupic jej piornika w Costco ! Milej nauki, cala polska trzyma kciuki !
Caltrain to mily pociag. Lubie go bardzo naprawde. Wozil ludzi z bardzo cieplego do mniej cieplego.
W srode trzeba bylo zobaczyc nowe miejsce do mieszkania :) nareszcie biling address ! bedzie skromnie ale mila dzielnica Richmond i kilka krokow od Golden Gate Park. Duzo knajp glownie azjatyckich. Seafood !!!
Czwartek to wielkie pranie i suszenie, w tle piwo...
Piatek to ponowna proba zorganizowania spotkania polakow, i jak zwykle nieudana. Wszyscy nas olali :) wiec juz sobie darujemy proby nawiazania kontaktow z "naszymi". Poznalismy Magde polke (wyjechala dawno z kraju), zabawne bo caly ten czas byla sasiadka Piotra prawie drzwi w drzwi ;) Niestey poznalismy tez pewna osobe plci meskiej ktora wszystkim tak nieprzypasowala ze szok (tylko trzymali sie i robili dobra mine.... ja nie umiem i bylem zapewne bardzo niemily) Ale to typ czlowieka do opisania w osobnym poscie hehe
W sobote rano wzielismy samochod na weekend i ruszylismy to naszych starych przyjaciol do Monterey :) heja
Happy Hour gotowa i ruszamy w ocean. Czuje presje bo musze zlowic jakies ryby :) Zagle rozwiniete i kurs na poludnie, czas mija szybko. Cieplo i slonko daje na maxa. Po kilku godzinkach wypuszczamy skarpete i zaczynamy polowy. Ryby gdzies sie pochowaly. Powoli zaczynamy powatpiewac czy uda sie cos zlowic... zaczyna sie powoli zachod slonka a my nic nie mamy. Dorota krzyczy ze cos ma ! Jest rybka. Wstapil nowy duch. Zmieniamy lokalizacje i nic, i znowu i znowu... Teraz ja spokojnie sygnalizuje ze cos mam, nie chce sie drzec dopuki nie zobacze co to. JEST. Mam zlowilem cos duzego. Sliczna zloto-czerwona. Spora ale udaje sie wladowac do worka, no teraz jest fajnie :) chwila.... znowu jest tez spora tylko czarna. Piotrek nie ma czasu polowic bo lata co chwila z torba. Jest trzecia ale sie urywa, ale mam nastepna i nastepna :) naprawde wygladalo ze tego dnia mam farta. Nigdy nie krecilo mnie wedkowanie ale na lodzi na oceanie na zylke bez wetki to jest frajda. Zrobilo sie ciemno wiec wracamy. 5 ryb wystarczy. Okazalo sie ze odplynelismy bardzo daleko, wdziera sie niepokoj bo niewiele widac a kelp i skaly sa blisko. Dajemy rade nawet szybko i trzeba przygotowac rybki, moj instruktor pokazuje mi jak mam to zrobic ;) potem jest pyszne jedzonko, ryby smakuja rewelacyjnie. Pora na drina ;) i tak stojac na sleepie stopniowo odpadamy. Slonko wita nas o poranku hehe ide z Piotrem na dingi plyniemy na ryby w kelp. Nic ryby sie zmyly. Ale widoczki i ciepelko .... wynagradza brak ryb. Sniadanko i ruszamy na krotki rejs, pogoda zaczyna sie pogarszac. Niechciany czynnik ludzki zaczyna doprowadzac mnie do szalu, reszte tez :) Przykro ale psuje mi to cala niedziele. Wracamy, gospodarze zostaja jeszcze na lajbie. Znowu wszystko robia sami a my znowu slabo pomagalismy... fucking turysci ;)
Powrot do SF w granicach 2 godzin, (&*#%) ulga, moge napic sie piwka.
to tyle, zwykly nudny tydzien....

Zdjęcia z wyprawy

WSZYSTKIE FOTKI

poniedziałek, października 08, 2007

czas na strone internetowa z wyprawy

teraz pozostaje mi zebrac sie i zrobic web site z wyprawy, jest taka masa zdjec do przebrania ze ciary przechodza. Ale trzeba :) bo juz wisi nastepny weekend...

one shot, one kill czyli spędzanie wolnego weekendu

od wyjazdu kolegow czas plynie szybko, obawialem sie nudnych wieczorow :) a tu znajomi nie pozwalaj mi sie nudzic ;) Pogoda dopisuje wiec mozna zawsze cos zaplanowac. Piotrek wpadl na pomysl zeby zebrac polakow ktorzy akurat przebywaja w SF i spotkac sie u niego na imprezie w piatek. Zaczelo sie szukanie na Gronie i okazalo sie odzew byl duzy :) chetnych na spotkanie bylo troche. Ja uruchomilem swoich znajomych. Piotra przeniesiono w tym czasie do apartamentu po drugiej stronie ulicy (wypas z widokiem na bay brigde i zatoke). W piatek z oczekiwanych gosci pojawil sie tylko kolega Marcin i moi Piotr i Dorota. Reszta zawiodla ... smutne, czeste u polakow ale w kraju :) chyba nie ma co zawracac sobie glowy. Ale nie ma tego zlego.... bylo wesolo i do rana :)
W sobote trudno bylo wstac.... oj trudno. Ruszylismy do Los Padres (tereny us army) piekne lasy w gorach, widok na ocean... nikogo, dzicz. Chyba godzine zajelo mi ochloniecie po widokach, rozbilismy namiot i zaczal sie glowny punkt programu. SHOOTING. Postawilismy cele i bylo strzelanie. Amunicji bylo duzo wiec troche to trwalo :) brakowalo tylko puszek i butelek. Potem grill i piwko. Noc tylko byla slaba, zerwal sie mocny wiatr i nie pozwolil zasnac. Przestal rano... Spalismy z shotgunem w namiocie na wypadek odwiedzin roznych obecnych dookola zwierzakow. Ale to bardziej dla spokoju ducha :) Poranek sloneczny i znowu te boskie widoki, nawet orki sie pokazaly. Potem trzeba bylo pocwiczyc dlugiy dystans w strzelaniu. "wypas" :) mialem zabawe. Zjechalismy potem na "jedynke" i ruszylismy do Monterey na jachcik :) Mialem ochote na rybke, wiec ruszylismy na polowy. Nigdy wczesnie nie lowilem, wydawalo mi sie to nudne ale na jachcie to jakas forma rozrywki. I zlowilem hehe zeby bylo zabawnie to dwie na raz !!! nie wiem jak ale wisialy na jednej zylce... wiecej sie nie udalo. Zrobilo sie ciemno i juz nie bylo czasu zjesc. Pora wracac i sie wyspac. BYLO ZAJEBIŚCIE !!!
i tu znowu podziekowania dla Doroty i Piotra szczegolnie ! :)

[San Francisco, CA - Los Padres, CA - Monterey, CA - San Jose, CA - San Francisco, CA]

jedni wracaja :) drudzy zostaja

dzien sloneczny nie zapowiadal tego cosie mialo stac :) jakies rozprezenie, wolno jakby nikomu nie chcialo sie wyjezdzac. Dzien wczesniej Pawel podjal probe prze-book-owania :) biletu ale panie chyba nie byly w stanie tego dobrze zrobic i nie udalo sie. A chlopakowi tak sie tu spodobalo... :) W hotelu nas pogonili ze juz pora sie zbierac. Wiec jeszcze szybkie zakupu w w Apple store... nie udalo sie kupic wiecej niz jednego iPhona a kolega chcial kupic .....5 (sic!) nie pozwolili, to nie. Drugi polecial szukac dodatkowej torby. Wracamy na miesjce gdzie zostawilismy samochod i .... nie ma ! Trzeba baaaardzo uwazac gdzie sie parkuje bo u nich wystarczy 3 minuty i juz towing! Turyscie latwo wpasc w cos takiego, wydawalo sie ze dobrze zaparkowalismy nawet oplacilismy parkomat tylko ze tutaj sa jakies niuanse i akurat tutaj mogly zatrzymywac sie furgonetki (tylko ja o tym nie wiedzialem dopiero pami ze sklepu obok mi to powiedziala a sladow na chodnikach i znakow nie bylo potem okazalo sie ze parkoam ma czerwony pasek ale skad ja to mialem wiedziec hehe) Co dalej... dzwonie na telefon a tam automat mnie kieruje pod jakis adres... dobra mamy 2 godz do odlotu co juz w tym momencie bylo too late :) Taxi i jedziemy na podany adres, to tutaj, pozostaje zaplecic 240 usd !!! i odzyskalismy samochod. Ruszamy na lotnisko. Tam koledzy postanowili wypelnic karteczki na bagaz ... co trwalo chwilke :) podchodzimy do pani a tu okazuje sie ze za pozno. Pozostale godziny to dzwonienie i szukanie opcji powrotnych. Zeby nie bylo ze za malo to pani nadaje bagaz do Dallas a chlopakom bilety :) Udaje sie szubko zauwazyc blad hehe . Siedze sobie sam cwilke na lotnisku, smutno sie zrobilo. Dzwonie do Piotra w SF czy ma czasik wieczorem ufff ma :) Piwko. A w tym czasie sms-y od znajomych ze ich samolot sie zepsol i maja kilka godzin w plecy.... Ja spalem a oni w Chicago czekali na stand by ... udalo sie.

shopping day i jacuzzi w San Jose :)

Ostatni caly dzien w USA dla pewnych osob :) Postanowili zrobic shopping wiec wynalazlem dwa mega centra handlowe. Oczywiscie poza SF i to sporo. Ruszamy przez Bay Bridge (dwa poziomy) calkiem dlugi most do Oakland. Zatrzymujemy sie w Milpitas gdzie jest niezly Mall :) zakupki bez rewelacji myslalem ze wiecej kupia. Dzien jakos mija leniwie. Korzystamy z zaproszenia Doroty i Piotra i nawiedzamy ich w San Jose. Jak dla mnie super miesjce do zycia :) i cena przystepna jak na reali bay area :) Udajemy sie z Jackiem D. do jacuzzi .... to sa te chwile .... bosko. Chwile w basenie i znowu jacuzzi. Potem czas na jedzonko i tu znowu uczta i rozkosz dla podniebienia.... alko schodzi szybko, ja cierpie bo bede driver :( ale tutaj maja wieksza tolerancje na pijanych kierowcow hehe. po kilku godzinkach Piotrek okazuje nam swoj arsenal broni i zaczyna sie ... :) no i mam bratnia dusze :) Nikt nie zginal, kule pochowane na wszelki wypadek :) Ciezko sie zebrac ale jeden ludz chce koniecznie wracac bo boi sie ze nie wyrobi sie z pakowaniem i na samolot (a przyszlosc pokaze jaka jest przewrotna hehe). Ruszam w srodku nocuy i nie powiem ze ledwo nie zaslalem... docieramy i znowu nie ma gdzie zaparkowac ale po kilku akrobacjach upycham samochod... do rana malo czasu.

[San Francisco ,CA - San Jose, CA]

wtorek, października 02, 2007

streets of San Francisco

Piekne widoki z "jedynki", ktora ciagnie sie wzdloz oceanu. Jedziemy do San Francisco. To juz final naszej wyprawy (dla chlopakow). Zatrzymujemy sie na jednej z plaz ale wiatr jest mocny i nie daje sie zalec, tylko mozna sie podelektowac widoczkami. Docieramy do miasta od poludnia i przebijamy sie w strone Golden Gate Bridge mijajac wielki park o takiej samej nazwie (tylko bez bridge). Most jest wielki i robi wrazenie wielkie jak on sam :) Zatrzymujemy sie na wszystkich punktach widokowych zeby utrwalic na blonie cyfrowej te momenty :) Wjazdy do miasta na mosty sa platne ( 5 usd ). Jestem umowiony na odbior kluczy do pokoju w w srodku miasta wiec trzeba sie jakos przebic. Jazda po ulicach San Francisco to niezapomniane chwile hehe ....stromo do gory ze czuje sie jak w rakiecie kosmicznej przed wystrzeleniem i zaraz zjazd w dol !!! niezla zabawa. (slabo to widze na skrzyni manualnej z ruszaniem na recznym pod gorke) ale to tylko pewne czesci miasta sa az tak "mocne". Po zalatwieniu wszystkiego znajdujemy hotelik dla chlopakow, jeden blok ode mnie. Lakiernia jest blisko wiec maja idealnie :) Parkowanie samochodu w SF to tragedia (ale to na inny watek temat) udaje nam sie wkoncu i ruszamy na piechotke. Market street i Chinatown, potem na Embarcadero i mosty w nocy :) Nawiazalem kontakt ze znajomym Piotrem w wawy ktory mieszka niedaleko i wpadlismy z wizyta na apartamenty :) Piwko. Potem spacerkiem do domku przez miasto. Zostawiam ziomkow w hotelu moze sie nie "zniszcza" hehe.



[Monterey, CA - Sa, Francisco, CA]

caly dzien na ocanie...

Rano stawiamy sie w porcie. Ladowanie prowiantu. Przy naszej lodzi leza sobie na wodzie 2 wydry :) i rozklepuja na sobie kraby zabawnie to wyglada. Slonko swieci. Jest super. Przy wyjsciu z portu mamy na skalach cale masy fok i lwow morskich :) niezle to wyglada. Po kilku milach rozwijamy zagle i "dzida" Trudno nalew sie drinki przy takich przechylach ale nikt sie nie poddaje :) Delfinki skacza, lampa z nieba... jest blogo. Pozostaje zutylizowac butelki i puszki wiec ;) wyciagmy colta :) strzelanie na wodzie nie bardzo wychodzi hehe troche bardzo buja. Zwalamy zagle i czas na grila, pyszne jedzonko wyszlo. No i tak caly dzien. Jak to mowi Piotrek "nudne robotnicze zycie". Na nocke dostajemy sleepa w dobrym miejscu. I wieczorna imprezka :) Spac bedziemy na lodzi, jakos sie pomiescimy. Jakos milo jest wiec trwa to do rana, ja niewiele spie. Jeszcze naly spacerek po porcie zeby sie dobic i zasnac. Udaje sie. Rano trzeba wstac i ruszac.

WIELKIE DZIEKI DLA DOROTY I PIOTRKA !!! naprawde super ludzie i fajnie spedzony czas





[Monterey,CA - Pacific]

odwiedziny u dwóch generałów w chmurach

Ruszamy do Giant Sequoia Park. Z Fresno to juz blisko. Przejazd CA-180 przez Squaw Valley (nie widzialem zadnej squaw) i stawiamy sie u rangerow po mapki. Bardzo kreta droga plus extra atrakcja CHMURY :) jedziemy w chmurach, czasem widocznosc spada do 2 metrow. Wjazd do parku kolo Big Stamp i odwiedzamy pierwszego generala :) General Grant Tree 81 metrowa sequoia :) trudno zrobic zdjecie hehe trzeba na kilka rat ;)
Wyletnieni na maxa zapominamy sie dobrze ubrac, tam jest duza wysokosc i chmury wiec marzniemy mocno. Ale widoki sa niezle, las robi wrazenie. Trudno to opisac chyba tylko wizyta odda ogrom tego, zdjecia nie :) Od Granta ruszamy jeszcze bardziej kreta droga w strone drugiego giganta. "chwile" to trwa ;) Udaje sie czasem wzbic ponad chmury i widok zapiera dech ... Next stop General Sherman Tree, mala "mina" trzeba spory kawalek podejsc a my ubrani jak na plaze :) ale dajemy rade. 83 metry i podstawy 31 metrow... poniewiera :) dookola jest wiele pomniejszych sekwojek ktore rosna w roznych "kombinacjach", przypomina czasem park jurajski. Powoli czas sie zbierac. Normalnie ludzie przybywaju tutaj na kilka dni ale my nie mamy tyle czasu. Wyjazd na miasteczko Three Rivers i jedziemy do 101. Mam info ze moi znajomi Dorota i Piotr sa akurat w Moonterey wiec juz mamy plan na wieczor :). Monterey to male urokliwe miasteczo "cepeliowo-portowe" hehe Docieramy poznym wieczorem i pora sie zlokalizowac z Dorota. Udaje sie i wchodzimy do mariny na jachcik "happy hour". Tam czeka Piotr i Gustawo. Chwila na zapoznanie i jak polska tradycja nakazuje po drineczku :) po jakims czasie wpadamy na pomysl zeby ruszyc na pacyfik i tak robimy. Wieczory sa chlodne i wiaterek troche daje ale wycieczka wzdluz wybrzeza jest super . Spodobalo sie wszystkim :) decyzja, zostajemy na jeszcze jeden caly dzien. Szukanie hotelu na noc bo na jachcie troche ciasno. To jest sobota wiec nie udaje nam sie nic znalesc w rejonie monterey ( cops nas zatrzymuja ale udaje sie dogadac z czlowiekiem ) trzeba pojechac kawalek za miasto. Jutro czeka nas ciekawy dzien.



[Fresno, CA - Monterey, CA]