środa, marca 12, 2008

Odkrywanie uroków Central Coast.

Tradycyjnie na poczatek weekendu stawilem sie na umowione spotkanie pod rentalem Enterprise na Mission o godzinie 5.30pm. Przechodzac obok samochodow w oko wpadl mi Nissan Pathfinder. Pomyslalem ze to jest samochod na ten wypad. Kilka slow i targow i dostalismy w dobrej cenie wybrany samochod. Zawsze mialem chrapke na Pathfindera. Teraz trafila sie okazja zeby przetestowac. Ruszylismy na chwile do domu po sprzety i plecaki. Wyjechalismy z miasta kolo 7pm. Nawet nie bylo specjalnie korkow tylko jak zwykle pomylilismy zjazdy z mostu w Oakland !! Znowu ! Kilka rakretow i skretow i wjechalismy na wlasciwa droge. Plan byl luzny. Jedziemy w strone Santa Barbara. Jechalismy HWY-101 a czas mija powoli. Nawet zasnalem na siedzeniu obok kierowcy. Kolo polnocy zerkajac na mape stwierdzilem ze znajdujemy sie niedaleko mojego ulubionego dunskiego miasteczka Solvang. Pada pomysl zeby przenocowac. Ruch o tej porze byl nawet spory. Po wjechaniu do miasta okazalo sie ze wszytkie hotele sa zajete. Wrocilismy do sto jedynki. Widzialem tam sieciowke Days Inn z wiatrakiem. Ceny okazaly sie "szalone" a to dlatego ze w weekend odbywal sie tu jakis zlot rowerzystow ! Trudno jedziemy w strone Lompoc. 20 mil szybko mija. Trafiamy na pierwszy hotel sieci Travelodge. Ceny przystepne. Zmeczenie daje o sobie znac ale o dziwo nie udaje nam sie zasnac do 3 nad ranem. Piwko i rozmowy. Poranek bez problemow, nawet wyspany. Slonce zaczyna operowac i mocno grzeje. To lubie :). Przez Lompoc przebiega autostrada CA-1 slynna "jedynka". Jest tutaj stacja koleji Amtrack. Ulubiona trasa Jacka Kerouaca, ktory tu spedzil troche czasu pracujac jako hamulcowy. Przejezdza tedy opisywany w jego ksiazkach "Midnight Ghost", pociag z LA do Frisco w ktorego pustych wagonach przemieszczali sie bohaterowie jego powiesci. Spora czesc tego pieknego wybrzerza zajmuje baza Sil Powietrznych USA Vandenberg. Mieszkancy miasta maja do wyboru dwie plaze Ocean Beach na wschod (klkanascie mil) i Jalama na poludniowym wschodzie (tez spory kawalek). Wczesna pora postanawiamy odwiedzic jeszcze raz Solvang tym razem za dnia. Pogoda jest wysmienita do zdjec. [Solvang opisalem weczesniej] Urok miasta jest niesamowity i jedyny w swoim rodzaju. Mini europa w sercu Californii. Po sesji zdjeciowej ruszamy do pobliskiej misji Santa Ines ktora miesci sie na wylocie z miasta. [Hiszpanskie misje opisze w osobnym poscie]. Nastepnie mijamy Santa Ynez i poprzez wyscielane zielonym atłasem gory i pagorki wjezdzamy na CA-154 ktora wiedzie kolo Lake Cachuma. Jezioro widac z gory bardzo dobrze, granatowy kolor wody kontrastuje z zielenia pobliskich gor. Zdecydowanie widokowa trasa. Pniemy sie w wysoko zeby po chwili zjechac w doline i tak przez kilkanascie mil. Naszym oczom ukazal sie (chcialo bys sie napisac "las krzyzy" :) ocean. Zatrzymalismy sie na poboczy na szczycie wzniesienia i chwilke podziwialismy widok na cala Santa Brbara i Channel Islands. Doadam ze temperatura rosla z minuty na minute. Z czego bylem bardzo zadowolony. Bylo juz poludnie a my jeszcze nic nie jedlismy. Wjechalismy do miasta i zrobilismy rundke po centrum. Jak to bywa w amerykanskich miastach :) trudno jest zaparkowac. Udalo sie znalesc parking gdzie zostawilismy samochod. Miejsce idealne bo idealnie trafilismy na glowna ulice miasta. State Street. Znajduja sie na niej restauracje i puby i duzo markowych sklepow (nawet Macys). Widac ze zycie toczy sie tutaj powoli i ludzie sa "inni". Duzy luz. Gdzie mlodzi serferzy bez koszulek mijaja sie z pieknymi dziewczynami ! (tak tu sa ladne amerykanki:) Duzo rowerzystow i motorow. Kabriolety i stare samochody. To jest ta California z filmow. Czego nie ma w San Francisco. Wstepujemy do polecanego lokalu w ktorm warza piwo. Zachecila nas tez piekna dziewczyna na froncie :) Zamowilismy typowe amerykanskie jedzenie i piwo. Minela godzinka a my sie lekko zamulilismy. Spacerek po uliczkach i wizyta w Court House. Budynek sadu otoczony palmami oferuje wjazd na wierze zegarowa z widokiem na cale miasto. Tu mozna zobaczyc wszytko dokladnie i zrobic kilka niezlych zdjec. Widac idealnie cale wybrzeze z plazami i szeregiem "typowych" dla tego rejonu palm. Pozostalo zobaczyc plaze Santa Barbary. Parkujemy przy Cabrillo Boulevard. Plaza troche rozczarowuje. Brzydka. Idziemy na drewniane molo Stearns Wharf. Jestem troche zaskoczony (choc nie powinienem) Lenistwo amerykanow nie ma konca. Na molo jest wjazd samochodem i stoi calkiem dluga kolejka zjezdzajacych i wjezdzajacych wozow. Robi sie tloczno. Na koncu drewnianego pomostu mieszcza sie knajpki oferujace owoce morza. Jest tez przystan dla statkow turystycznych wozacych ludzi po porcie i chetnych poogladac wieloryby. Sporo jest tez lowiacych ryby lokalnych mieszkancow. Wracamy na State Street, tu jest zdecydowanie ciekawiej niz nad oceanem. Jedziemy do Presidio starego hiszpanskiego garnizonu. Trafiamy na sciaganie flagi (hiszpanskiej!) z masztu. Zolnierze ubrani w stroje z tamtej epoki. Tworzy to mily klimat. Budynki garnizonu rozmieszczone sa po calym kwadracie. Po jednej stronie stoi drugi najstarszy budynek w Californii. Maly podniszczony domek z flagami meksyku i hiszpanii i .... drzewo pomaranczy obciazone swoimi owocami. Zbieramy sie i ruszamy do Misji Santa Barbara, ktora miesci sie na granicy miasta. Miejsce robi wrazenie. Bardzo dobrze zachowane. Spotykamy grupe mlodych meksykanow ubranych w stroje ludowe. Kolory i kroj strojow w polaczeniu z latynoska uroda powoduja ze przez chwile czuje sie jak przeniesiony w czasie! Zwiedzamy misje i wracamy na szlak (chcial nie chcial szlak El Camino Real). Ruszamy przez Carpinterie do Ventury gdzie udajemy sie na molo (bez samochodow ;). Usadawiam sie na koncu ze statywem gotowy do zdjec zachodu slonca. Przyznam ze Central Coast oferuje jedne z najladniejszych. Kolory pomaranczu przechodzace w czerwien ze stalowym kolorem morza :) uczta dla oka :) Wieczorem pozostaje poszukac hotelu ktory szybko znajdujemy, ceny bardzo dobre jak na to miejsce. Jedziemy do portu Ventura. Marina pełna jachtow. Szukamy miejsca z ktorego ruszaja statki na Channel Island i Anacapa Island. Po przemysleniu wszystkiego stwierdzamy ze rezygnujemy z tej czesci. Wyprawa to zwykle jeden dzien z ladowaniem na wyspie lub pol dnia na oplyniecie (okazuje sie ze tylko Anacapa). Zostawimy sobie wyspy na nastepny raz. Jeszcze wieczorne zakupy i ambitne palny "piwne" 12 pak Heinekena :) po pierwszym padam ... zmeczenie mnie pokonalo hehe.
W niedziele ruszamy na polnoc. Pierwszy przystanek to urokliwa miescina Pismo Beach. Z ... ładną plażą. Miasteczko polozone jest wzdloz klifowego wybrzeza. Widoki sa rewelacyjne. Zatrzymujemy sie w parku blisko urwiska. Przyznam ze chodzenie w tym rejonie jest lekko ryzykowne. Latwo spasc jesli sie czlowiek zagapi. Strome sciany schodza pionowo do morza a przy brzegu wyrastaja z morza skaly. Jak ktos pamieta koncowke filmu Big Lebowski to jest to miejsce :). Krolik Bugs i kaczor Duffy tez mieli tu swoj epizod :) Spacerkiem mozna dosjc do dlugiego molo (ktorych jest sporo w tym rejonie) i zejsc na plaze. Mozna tez zjesc clam chowder. Podobno jest tu najlepszy jak przystalo na kalifornijska stolice Calma :). Wracamy powoli na 101. Mile mijaja a my docieramy do San Luis Obispo. Polozone w lekko gorzystym rejonie przypomina mi troszke ... Krynice Gorska hehe. Kameralnie, duzo knajpek i male koryto rzeki San Luis poprzecinane mostkami. Duzo parkow w ktorych zalega duzo mlodych ludzi. Domki trzymaja kimat sprzed wielu wielu lat. I w centralnym miejscu znajduje sie misja hiszpanska, ktora nie jest specjalnie ciekawa. Robimy rundke po miescie i na wylocie z miasta zatrzymujemy sie przy pierwszym na swiecie motelu. Motel Inn jest teraz w trakcie odbudowy, ktora juz tra ladne kilka lat. Jedziemy na polnocny wschod w strone Paso Robles ktore slynie z okolicznych winiarni. Mijamy pola uslane winorosla, ciagna sie na kilkdziesiat mil. Odbijamy na wschod na droge 46. Chcemy zobaczyc miejsce gdzie zginal James Dean. Mamy namiary z przewodnika (znowu kiepskie), mijamy skrzyziwanie z 41 gdzie powinien znajdowac sie pomnik. Nic z tego po kilku milach zawracamy do mijanej wczesniej knajpy zeby wypytac o koordynaty. Okazuje sie ze pomnik stoi ... kolo tej knajpy ! Slabo oznakowany. Jest to drzewo u podtawy ktorego postawiono stalowy "pomnik" i tablice. Chwila refleksji i ruszamy w drode powrotna. Jeszcze zaliczamy Misje Miguel Arcangel w ktorej trwa nabozenstwo. Slonce zachodzi i rzuca cieple swiatlo na mury. Droga powrotna mija nawet szybko. Wpadamy jeszcze do znajomych w San Jose i na wieczor jestesmy na 9th i Geary :)

[ San Francisco - lompoc - Solvang - Santa Ynez - Santa Barbara - Ventura - Pismo Beach - San Luis Obispo - Paso Robles - San Jose - San Francisco ]
Central Coast

Pierwszy Motel na świecie.


The Milestone Motel został otwarty w San Luiz Obispo w 1925 roku. (Obecnie znany pod nazwa Motel Inn). Tworcą pierwszego motelu na świecie był architekt Artur Heineman. Poczatek XX wieku to okres rozkwitu motoryzacji w stanach zjednoczonych, co powodowało wzmożony ruch miedzy miastami. Najbardziej uczęszczana trasą w tym rejonie był odcinek Los Angeles do San Francisco. Słaba sieć dróg powodołwa że podróż trwała ponad 2 dni a prędkości pierwszych samochódow nie byly imponujące. Dlatego lokalizacja motelu wydaje sie idealna, jest dokładnie w połowie drogi miedzy miastami. Motel zamknieto w 1990 roku. Własciciel miał ambitne plany renowacji a w 2000 roku chciał bylo polaczyć motel z sasiadujacym Apple Farm Inn ale jak widac nic z tego nie wyszło. Teraz Motel Inn stoi ogrodzony siatką i powoli sie rozpada...