czwartek, marca 06, 2008

Spotkałem w drodze Jacka Kerouac

(...)"Podróż autobusem z Denver do Frisco mineła bez wstrząsów, tyle że przez cały czas dusza wyrywała się do Frisco, im bardziej się do niego zbliżaliśmy."(...)


(...)"Naraz zdałem sobie sprawę, że jestem w Kalifornii. Ciepłe, palmowe powietrze - powietrze, które chciałoby się całować - i palmy.Wzdłóż spiętrzonej rzeki Sacramento autostradą; znów górzysta okolica; w górę, w dół; i naraz rozległa przestrzeń zatoki, a po drugiej stronie girlandy sennych świateł Frisco."(...)


(...)"Wyszedłem na miasto jak jakiś wynędzniały duch, i oto przede mną Frisco - długie, smutne ulice z drutami tramwajowymi, spowite mgłą i bielą. Pokręciłem się trochę po ulicach. Niesamowici włóczędzy o świcie (przy Mission i Trzeciej) nagabywali mnie o dziesieć centów. Skądś dobiegały dźwięki muzyki. "O, raju, ale ja się w tym będę nurzał! " (...)


(...)" Właśnie przeszedłem przez małą wioskę rybacką Sausalito, w pierwszych więc słowach powiedziałem:
- W Sausalito musi być dużo Włochów.
- W Sausalito musi być dużo Włochów! - ryknął na całe gardło. - Aaaaa! - Grzmocił się w piersi, wreszcie padł na łóżko i omal nie stoczył się na podłogę. - Słyszałaś, co powiedział Paradise? W Sausalito musi być dużo Włochów! Aaaaa! Haaaa! Uuuu! Oj! Nie mogę! Był cały czerwony od śmiechu. - Dobijasz mnie, Paradise, jesteś najzabawniejszym człowiekiem pod słońcem." (...)