środa, października 08, 2008

Yosemite National Park

Park Narodowy Yosemite jest dość wdzięcznym celem wypraw weekendowych dla mieszkańców San Francisco i okolic oraz dla turystów odwiedzających Bay Area. Kilka lat temu pierwszy raz odwiedziłem to miejsce i przyznam, że nie zrobiło na mnie wrażenia, więc - gdy ktoś pytał mnie o zdanie wolałem polecić inne ciekawsze według mnie miejsca. Niedawno podczas odwiedzin moich znajomych zjechaliśmy wszystkie możliwe miejsca i pozostał nam tylko Park Yosemite - postanowiłem pomimo swoich uprzedzeń pojechać na "łatwy" wypad i zobaczyć ile się zmieniło od ostatniego czasu. Poprzeczka zawieszona była bardzo wysoko, byłem świeżo po wyprawach po największych Parkach Narodowych USA. Ruszyliśmy rano z San Francisco przez Oakland i wjechaliśmy na międzystanową 580, która prowadziła na wschód, po pewnym czasie droga zamieniała się na 205, żeby przejść w miejscowości Tracy w drogę numer 120, która miała już nas prowadzić do celu. Według map i GPS przed nami było około 3 i pół godziny jazdy. O ile autostradą jechało się szybko - to droga 120 nie pozwalała rozpędzić się dobrze i byliśmy zdani na wlekące się przed nami ciężarówki, które zabierały świeży towar z pobliskich sadów i pól uprawnych. Na wszelki wypadek zatankowaliśmy do pełna jeszcze w Manteca, większym miasteczku z dużym centrum handlowym, obawiałem się wysokich cen paliwa w okolicach Yosemite, co potem się potwierdziło i zaoszczędziłem sporo pieniędzy. Po drodze mijaliśmy stragany oferujące truskawki, czereśnie i inne owoce, bardzo to przypominało polskie drogi w sezonie letnim. W Yosemite Junction droga 120 "nagle" skręca na południowy wschód i jadący zbyt szybko mogą ten zjazd do Parku przejechać, trzeba uważnie czytać napisy na tablicach przy drodze. O ile do tej pory jazda była w miarę przyjemna - to teraz zaczęły się serpentyny, wjeżdżaliśmy na sporą wysokość i widoki z drogi na dolinę i pobliskie góry były niesamowite. Osobiście uwielbiam ostre zakręty i serpentyny, ale poza mną nikt tego entuzjazmu nie podzielał. Zaczęły się poważne problemy z pasażerami, nieprzyjemności związane z chorobą lokomocyjną dotknęły też osoby, które wcześniej dobrze znosiły podobne zakręty na drogach. Po kilku milach zawijasów wszyscy poza mną ciężko chorowali i połykane pośpiesznie pastylki nic nie dały, wiozłem nieprzytomne "zwłoki":(. Na szczęście obyło się bez wymiotowania, ale stan pasażerów nie był najlepszy co źle wróżyło na przyszłość – przecież mieliśmy wracać tą samą drogą! Przy każdej okazji robiłem krótkie postoje, czas nieubłaganie wydłużał się i zakładane 4 godziny już dawno były nieaktualne. Dojechałem szczęśliwie do głównej "bramy" wjazdowej do Parku Yosemite, kolejka była spora i obserwowanie bezmyślnych ludzi, którzy stojąc w długim ogonku dyskutowali z Randżerami przy okienkach doprowadzało mnie do złości. I tutaj niestety sprawdziło się Prawo Murphiego :), wszystkie kolejki szły szybciej od mojej. Jako posiadacz rocznej karty wstępu do wszystkich narodowych parków nic nie płaciłem, ale zawiodłem się bardzo kiedy okazało się, że obsługa parku nie dysponuje mapkami Yosemite. Trudno -zdałem się na przewodnik i ruszyliśmy dalej, droga dalej była kręta, ale już znacznie łagodniej. Zatrzymaliśmy się na kilku punktach widokowych, które nie zachwycały. Jechaliśmy Big Oak Flat Road, która doprowadziła nas do skrzyżowania z Tioga Road. W tym momencie była chwila zawahania, którą trasę obrać czy na północ Tuolumne Meadows na północy, czy jechać dalej na wschód do Yosemite Valley. Wybraliśmy drugą opcję, zresztą jak większość kierowców. Ruch był spory i trzeba było uważać na prędkość, bo policja czaiła się wszędzie. Na pewnym odcinku trafiły się dość długie tunele, które były niezłą atrakcją. Pierwszy postój zrobiliśmy w bardzo popularnym punkcie widokowym Valley View, wepchanie się na malutki parking było trudne, ale na szczęście ludzie robili zdjęcia i szybko odjeżdżali. Widok był "pocztówkowy" z tej odległości ładnie widać dolinę Yosemite z górującym nad nią szczytem El Capitan - najbardziej charakterystyczna góra i najbardziej rozpoznawalna. Ruszyliśmy dalej i tuż przed wjazdem do miasteczka w Dolinie, postanowiłem skręcić na drogę prowadzącą na południe na Wawonę. Za cel obrałem sobie najlepszy punkt widokowy Parku - Glacier Point. Zatrzymaliśmy się przed wjazdem do długiego tunelu na punkcie widokowym zwanym Tunnel View, gdzie widok jest jednym z najładniejszych jakie tutaj widziałem. Podobnie jak z pobliskiego Valley View - tylko inna perspektywa. Droga ponownie zrobiła się bardzo kręta, po kilkudziesięciu milach w Chinquapin niechcący przegapiłem skręt na Glacier Road, był tak "gwałtowny", że musiałem ostro skręcić, żeby się wyrobić. Teraz zaczęły się niezłe serpentyny i ludzie znowu "popadali". Dojazd zajął dużo czasu, GPS niestety nie bardzo brał pod uwagę jakość drogi, wysokość i serpentyny. Byliśmy znacznie później, niż zakładaliśmy. Zaparkowaliśmy na dużym parkingu i już po wyjściu z samochodu mieliśmy niesamowitą panoramę na całą Dolinę Yosemite i szczyt El Capitan. Do dyspozycji mieliśmy kilka małych szlaków i punktów widokowych. Patrząc na dolinę pierwsze co powiedziałem do znajomych to, "że cofam wcześniej wypowiedziane słowa na temat Yosemite" - Park jest przepiękny, a widok z Glacier Point zapiera dech w piersiach. Widać było dokładnie całą dolinę pod nami. Z góry wszystko wyglądało jak makieta - diorama z malutkimi domkami i samochodzikami, a w tle pokryte popołudniowym słońcem pasma górskie w przeróżnych kształtach. Wodospad z wodą spadającą kaskadami żył pomimo pory letniej, chociaż na wiosnę jest znacznie atrakcyjniejszy kiedy przewala się przez niego ogromna ilość wody z zimowych roztopów. Ludzie siadali na głazach i podziwiali widoki, a ja biegałem po różnych punktach szukając ciekawych ujęć. Przyznam, że jest to jeden z najładniejszych punktów widokowych jakie widziałem. Warto poświęcić czas i dojechać na górę. Po uczcie dla oczu pora przyszła na powrót do doliny, znowu serpentyny, ale wszyscy znieśli to dzielnie. Na dole zrobił się spory "kocioł" - za dużo turystów i nie było gdzie zaparkować samochodu. Przejechaliśmy całą "wioskę" i zaparkowaliśmy przy drodze. Dalej na piechotę poszliśmy na jeden z wielu szlaków, przez przyjemnie pachnące lasy doszliśmy do wodospadów Lower i Upper Yosemite Falls, o tej porze roku we wrześniu po wodospadzie pozostała nazwa, najlepiej widać ogrom spadającej wody w okresie wiosennym. Teraz szliśmy po wyschniętym korycie rzeki i głazach oszlifowanych przez spadające kaskady wody. Wróciliśmy na główną drogę gdzie kursują bezpłatne autobusy, które rozwożą turystów po wyznaczonych punktach. Podjechaliśmy do The Ahwahnee i dalej na piechotkę udaliśmy się szlakiem w stronę Mirror Lake, trasa doprowadziła nas do czegoś, co kiedyś było jeziorkiem. Byliśmy w ogromnym wąwozie i wysokie granitowe skały przytłaczały nas swoim ogromem, po drodze napotkaliśmy stada jeleni i dwa czarne misie bawiące się w odpowiedniej odległości od nas. Pora była się zbierać i powoli wracaliśmy do samochodu. Zachód słońca zastał nas u podnóża El Capitan i był bajeczny, ciepłe zachodzące słońce i rzucało swoje promienie na góry, a niebo w kolorze czerwieni obijające się w nielicznych jeziorkach dodawało klimatu. W tym momencie nawet amator zrobiłby piękne zdjęcia nadające się na okładki magazynów. Pora była poszukać campingu, oczywiście liczyliśmy tylko na łut szczęścia, przy takiej ilości ludzi to było mało prawdopodobne. Znalazło się jedno miejsce i rozbiliśmy namiot. W nocy było bardzo zimno i cieszyłem się, że wybrałem samochód do spania. Rano po śniadaniu poszliśmy do Visitor Center, gdzie zostaliśmy bardzo dokładnie poinformowani o wszystkich możliwych szlakach w okolicy. Okazało się, że jest tego dużo i wypadałoby tutaj zostać jeszcze przez tydzień (najlepiej z rowerami). Odpuściliśmy chodzenie i ruszyliśmy w drogę powrotną na zachód do skrzyżowania z Tioga Road, która prowadzi na północny wschód. Odcinek drogi był spory do pokonania, ale podjąłem się tego wyzwania. Widoki powoli zaczęły się zmieniać i wszechobecny zielony las powoli ustępował miejsca skałom. Kształty formacji skalnych były przedziwne, zaokrąglone i wygładzone, żeby za chwile przejść w postrzępione, ostre krawędzie. Zaczęło być ciekawie, nie było już tak monotonnie. Momentami przypominało to wylany i zastygły budyń z pojedynczymi drzewkami wyrastającymi z ... pomiędzy szczelin w skałach. Dotarliśmy w końcu do słynnego Olmsted Point, punktu widokowego na drugą stronę doliny Yosemite. Panorama była przepiękna i do tego doszła struktura pobliskich skał, które wyglądały jak powiększona do monstrualnych rozmiarów wyschnięta i popękana gleba. W niektórych miejscach pojedyncze głazy leżały – tak jakby zamarły w ruchu podczas spadania. Miało się wrażenie, że można je tylko dotknąć, żeby dalej mogły się potoczyć w dół. Trzymały się chyba jakąś nadprzyrodzoną mocą przecząc prawom fizyki. Od parkingu na tym punkcie widokowych odchodził szlak, ale nie mieliśmy już dużo czasu. Jest to jedno z tych miejsc, które zarezerwowałem sobie na przyszłość i koniecznie będę chciał przejść się po tym szlaku. Po kilku milach dalszej jazdy trafiła się prawdziwa perełka, przezroczyste jak tafla szkła jezioro Tenaya. Odbijające się w nim góry i lasy hipnotyzowały i zmusiły nas do dłuższego pozostania na miejscu, zrobiliśmy mały spacerek brzegiem. Dotarło wtedy do mnie, że ta część parku jest najładniejsza. Większość turystów nieświadomie ogranicza się do zwiedzenia Doliny, a nie wiedzą jakie bajeczne widoki czekają tych, którzy ruszą Tioga Road w stronę Tuolumne Meadows. Pozostała część drogi była równie widokowa i częstotliwość zatrzymywania się na poboczach była bardzo duża. W ten sposób dotarliśmy do Tioga Pass Entrance czyli wjazdu do parku od strony wschodnie. Tutaj kończył się park Yosemite. Dojechaliśmy jeszcze do jeziora Tioga równie urokliwego i tak mocno "nasyconego" kolorem niebieskim i turkusowym, że wydawał się nienaturalny. Spędziliśmy kilka chwil podziwiając widoki i jedząc spóźniony obiad. Niedaleko od Tioga Lake było następne jezioro Ellery Lake i jak należało się spodziewać równie urocze. Pora była wracać, a przed nami kawał drogi do pokonania i przejazd przez serpentyny Yosemite.

Yosemite