I jak co
piatek biegiem do
Enterprice po
samochod.
Obralismy pewna
taktyke :) zamawiamy przez net
najtanszy econo a na miejscu targujemy
sie o mocniejsza
maszyne, zwykle jest to przed
zamknieciem wiec
daja co maja a "maja"
hehe . Testujemy
wszyskie wieksze amerykanskie samochodzy zeby miec jakis fun :) Tym razem
byl skromny
Dodoge ale trzeba wszystko
sprawdzic.
Pojechalismy na kolacje do Berkeley do naszej przesympatycznej Beatki.
Zaprosila sister z
chlopakiem, wiec
byla to "polska" kolacja przy
wloskiej pizzy i
californijskim winie (
glowa bolala). Rano
ruszylismy do "naszych" w
Monterey na
macgregora ktory juz czekal na
wlaczonych silnikach :) trzeba
bylo zlowic rybki na kolacje bo jedzonka nie
bylo innego.
Zaczelo sie dosc zabawnie, Peter
zaczal od pokazania drugiemu Piotrowi jak
sie lowi (
zarzucil wedke i
pokazal jak
sie tym
poslugiwac i co
robic,
nastepnie poderwal do
gory i .....
byly 2 ryby !!! ubaw
byl niezly ....
poczym Piotr
powtorzyl czynnosc z .... identycznym skutkiem ...
nastepne 2 ryby !!! no to
juz bylo mocne
hehe ). Potem
trafila sie jeszcze
jakas rybka i
byloby super ale nasz lina
sie zerwala i trzeba
bylo sie ratowac. W tym wszystkim ryby "
zaginely" wiec
musielismy lowic od nowa,
udalo sie i mi
przypadla rola "
goscia od patroszenia" . Winko , rybki, gadu
pogadu, winko, winko, whisky i
kolegow do knajpy nie wpuszczono :
YOU ARE INTOXICATED... trudno . Rano
wieeeeelki kac. I
maly sztorm ale pogoda boska,
slonko mocno
dawalo. Potem
powrot. Takie zwykle robotnicze
zycie w
californii...