poniedziałek, marca 24, 2008

Święta Wilekanocne pod palmami (i w basenie)

Święta święta i po świętach... Pogoda dopisała i były duże upały.
Pojechaliśmy do naszych braci słowian w San Jose gdzie mieści się polski kościół. Nawet sporo było "naszych" na święceniu koszyczka z różnoraka zawartością :). Po tym ceremoniale tradycyjnie udaliśmy się do ... basenu. I tak do wieczora czas minął przy piwku. Rano śniadanie i ... basen + jacuzzi. Nudny lejzi dzień. I o to chodziło. Była jeszcze nieudana próba odnalezienia kilku ciekawych budowli w downtown ale się pogubiliśmy (kac nas pokonał) i szybko wróciliśmy nad basen. Jeden weekend odpoczynku od wypraw.
W poniedziałek nie było polewania woda a szkoda. :)

Easter


środa, marca 19, 2008

Point Reyes (wersja słoneczna)

Point Reyes National Seashore to najbardziej wysunięty na zachód kraniec Marin County, otoczony z trzech stron wodami oceanu 50 milowy pas lądu porośnięty lasami i bardzo zielonymi łąkami, których granicą są skały klifowe i piaszczyste plaże. Ta nieustannie smagana wiatrami (bardzo dużymi a w fogu trochę mniejszymi) wierzchnia powłoka Ziemi przesuwała się niezmiennie w kierunku północnym wzdłuż uskoku San Andreas. Ruchy zaczęły się już 6 milionów lat temu z miejsca, gdzie dziś znajdują się peryferie Los Angeles. Podczas wielkiego trzęsienia ziemi w 1906 roku, które zniszczyło San Francisco, teren ten, stanowiący epicentrum trzęsienia, przesunął się prawie o 5 metrów.
Jadąc z San Francisco można wybrać bardzo widokową i malowniczą drogę (bardzo krętą) do wioski Inverness z której po 9 milach można skręcić na Drake's Beach, plażę, do której w 1579 roku miał podobno przybić sir Francis Drake.
Bardzo barwna postać. Jako korsarz z patentem od królowej Anglii Elżbiety łupił okręty hiszpańskie i portugalskie ( film Elżbieta - Złoty Wiek i rola Clive Owena wzorowana jest na sir Francisie ). Przepłynął cieśninę Magellana i przedostał się na Pacyfik. Stracił 4 statki. Drake popłynął dalej na północ, wzdłuż zachodniego wybrzeża Ameryki Południowej na ostatnim statku, "Golden Hind" (Złota Łania). Odebrał Hiszpanom wyłączność na obecność na Pacyfiku (do tej pory wozili złoto na nieuzbrojonych statkach), łupiąc wszystko po drodze, co tylko się dało, zdobywając hiszpańskie statki i atakując porty. Poszukując przejścia północnego na Atlantyk, dopłynął aż do obecnej granicy USA z Kanadą. Nie znajdując oczekiwanego połączenia, skierował się na południe, obejmując oficjalnie (aczkolwiek czysto teoretycznie) w posiadanie królowej angielskiej odkrytą przez siebie Kalifornię (jako Nowy Albion). Potem jako Angielski Admirał wielokrotnie dawał się we znaki wielkiej Armadzie.

Wybrzeże do złudzenia przypomina południowe brzegi Anglii (dodać do tego częsty fog i piękne zielone łąki...) - nad piaszczystą plażą wznoszą się śnieżnobiałe klifowe skały na szczytach pokryte wiecznie zieloną trawą. Droga ciągnie się jeszcze w kierunku południowo-zachodnim, docierając do samego krańca Point Reyes, gdzie kończy się małym parkingiem. Stąd już tylko piechotą można dotrzeć do latarni morskiej (zamknięta we wtorki i środy!) Do pokonania jeszcze 308 stromych stopni schodków i można stąd obserwować migracje szarych wielorybów (okres marca-kwietnia) lub podziwiać uchatki. Wszystko pod warunkiem że nie ma fogu :) inaczej ... trudno znaleźć latarnie morską. Wracając po niecałej mili krętą drogą (w fatalnym stanie) i mijając farmy można skręcić w prawo i dotrzeć do Chimney Rock. Samochód trzeba zostawić na parkingu i dalej szlakiem udać się nad krawędzie klifów. Widoki niesamowite ! Koniecznie trzeba zobaczyć i nie zniechęcać się długim odcinkiem szlaku. Przy słonecznej pogodzie oczywiście :). Trzeba bardzo uważać na drogę i nie podchodzić do krawędzi, łatwo spaść. W dole na niedostępnych plażach zalegają lwy morskie i foki. Bardzo wietrznie wiec warto zabrać coś ciepłego z kapturem lub czapkę.

Point Reyes

Odwiedziny w Ctudio City.

Piątek po południu. Mission street w San Francisco. Enterprise. Udaje się wytargować za dobra cenę Forda Mustanga :). Kultowa maszyna. Ruszamy przez Oakland w stronę LA. Tym razem nie mylimy drogi i wbijamy się na I-5. Speed limit 70 mil, pozwala trochę szybciej jechać. Po północy docieramy do Lepec, malej "dziury" przed San Fernando. Nie za bardzo chce nam się szukać hoteli i bierzemy pierwszy lepszy. Poranek i małe zaskoczenie... za oknem pada śnieg!. W końcu to wysokie pasmo gór. Zimno. Docieramy do wozu szybko, trochę zmoczeni. Po kilku milach wita nas słońce :). Temperatura zmienia się gwałtownie z każdą przebytą milą. Docieramy do Simi Valley. Tu już prawdziwy upal. Odwiedzamy bibliotekę-muzeum Ronalda Reagana. (osobny post). Po południu jesteśmy umówieni u Oli i Mateusza w Ctudio City, dzielnicy LA. To już blisko. Zjawiamy się na czas. Okolica bardzo ładna. Drugie Beverly Hills :). Jemy pyszny obiad przygotowany przez Ole. Chwila relaksu i jedziemy posnuć się po okolicy. Coldwater Canyon i Laurel Canyon i Mulholland Drive ... kręte drogi i przepiękne widoki ... no i rezydencje o jakich można tylko śnić :). Jazda ulicami Beverly Hills i Bel Air... :). Jeszcze rundka po wiecznie zatłoczonym Hollywood Blvd. Szukamy El Pueblo, najstarszych budynków w mieście jeszcze z czasów hiszpańskich. Miejsce bardzo przypomina dzisiejszy meksyk. Jest bazar i stare domy. A wszystko to w bliskości "dworca centralnego". Jeszcze wizyta w Broad Contemporary Art Museum zaprojektowanego przez Renzo Piano. I wracamy do naszych znajomych. Wieczorem idziemy na imprezę do pubu irlandzkiego w Redondo Beach. Koncert kapeli na żywo i duuużżżooo piwa. Nowi znajomi i ... tak mija wieczór z którego mało pamiętam :).
Śpimy długo, i kolo południa udaje się ruszyć. Odwiedzamy grób MM. (osobny post). I omijając autostrady, lokalnymi drogami docieramy do Long Beach. Po drodze mijamy "słabsze" dzielnice, gdzie nie uświadczysz białego człowieka. Trafiamy na obławę policji... biegają z bronią! To ta gorsza część LA. W Long Beach odwiedzamy statek-hotel Queen Mary (osobny post). Zwiedzamy ta milsza część miasta. Dzielnica w stylu włoskim, Naples z dużą ilością marin i jachtów. I chyba to już koniec na dziś. Odbijamy na północ żeby dotrzeć na noc do San Francisco...
Los Angeles - Part II

wtorek, marca 18, 2008

Queen Mary i ... Skorpion

W Long Beach, w części portowej przycumowany jest monumentalny statek "Queen Mary". Dłuższy od Titanica o 30 metrów i prawie dwa razy od niego cięższy. Zbudowany w 1936 w Szkocji. Miał obsługiwać trasę z Southampton do Nowego Yorku. Przekraczał Atlantyk 1001 razy. W czasie wojny statek “ciężko pracował”- przewiózł w sumie ponad 750 tys żołnierzy, woził rannych do USA, 3 razy płynął nim Churchill na konferencje…W jednym rejsie mógł przetransportować 15 tys żołnierzy. Po wojnie znów woził turystów. Zakończył morska karierę w 1967 roku żeby zacumować w południowej Kalifornii, w Long Beach na zasłużony odpoczynek.
Teraz jest hotelem z kilkoma restauracjami i wielka atrakcja turystyczna (dla fanów Star Trek tez :).
Statek ma niezwykłą historię, więc nic dziwnego, że jego sława obiegła cały świat. Queen Mary to miejsce, gdzie straszy wiele duchów i zachodzą przedziwne zjawiska paranormalne. Za drzwiami nr 13 w maszynowni mieszka duch mężczyzny, który został zgnieciony na śmierć podczas testu wodoszczelnych drzwi. Wielu pasażerów i członków załogi twierdziło, że widziało młodego mężczyznę w niebieskim kombinezonie przechadzającego się niedaleko tych drzwi.
Najwięcej duchów ukazuje się nad basenem na statku. Często pojawiają się tam duchy kobiet ubranych w staromodne kostiumy kąpielowe. Podobno widziano ślady mokrych stóp, nawet wtedy, kiedy w basenie nie było wody. W każdym nawiedzonym miejscu pojawia się zwykle biała dama. Statek na też swoją damę w bieli. Podobno można ją zobaczyć, jak sama tańczy w salonie na statku.
Na statku duchy straszą także przy dźwiękach muzyki. Queen Mary ma ducha pianistę, który zadziwia gości swoimi upiornymi dźwiękami...........

a obok tego giganta zacumowany jest ... "Skorpion", sowiecki okręt podwodny klasy Foxtrot. W służbie od 1974 do 1994 i zastąpiony przez nowa klasę okrętów klasy Kilo. W 1995 roku po długich i ciężkich negocjacjach "Skorpion" został kupiony przez grupę businessmanów i przetransportowany do Sydney i 3 lata później staje się atrakcja turystyczna w Long Beach. Z małego muzeum i głównego wejścia na okręt dochodzą dźwięki rosyjskich pieśni wojskowych i hymn ZSRR... :).

Queen Mary

Widok z Queen Mary, panorama Long Beach.

Ronald Reagan Presidential Library

The Ronald Reagan Presidential Library and Museum jest biblioteką i muzeum byłego 40-go prezydenta USA Ronalda Wilsona Reagana. Biblioteka mieści się w malowniczej Simi Valley w Kalifornii, okolo 45 minut na północny zachód od centrum Los Angeles. Budowę zaczęto w 1988 roku a otwarto w 1991 roku. Na otwarciu pierwszy raz w historii w jednym miejscu było pięciu prezydentów Stanów Zjednoczonych. Kompleks zajmuje przestrzeń 14 tysięcy metrów kwadratowych na wzgórzu z którego rozciąga się piękny widok na otaczające doliny. Przed budynkiem jest średniej wielkości parking z którego kilka kroków dzieli zwiedzających od głównego wejścia gdzie wita nas pomnik prezydenta. Po wejściu i uiszczeniu opłaty ( dorośli 12 usd ) przechodzimy do korytarzy które kierują nas do pomieszczeń podzielonych tematycznie. Mijamy portrety wszystkich prezydentów i mała salkę kinowa. W korytarzach stoją manekiny prezentujące ubrania Pierwszej Damy (przyznam ze jest tego dużo). Potem wkraczamy do sal upamiętniających życie i drogę do kariery filmowej Ronalda Reagana. Są stare zdjęcia i pamiątki z wczesnych lat. Znajdziemy tu plakaty z jego filmów i rekwizyty z planu . Przejdziemy przez początkowy okres aktywności politycznej jako gubernatora Kalifornii aby dotrzeć do okresu wyborów prezydenckich i jego wygranych dwóch kadencji. Dużo zdjęć ze znanymi politykami. Na ścianie wisi nawet plakat wyborczy Solidarności :) W gablotach znajdziemy dużo malowanych jajek wielkanocnych (dość spora kolekcja). Dalsze kroki można skierować do wielkiej sali w której stoi ... Air Force One, samolot prezydencki. (Boeing 707). Jest to spora atrakcja. Można zwiedzać samolot w środku (zdjęć nie wolno robić). Następna atrakcja jest opancerzony samochód prezydencki wraz z wozem Secret Service i Policji i helikopter. Poniżej samolotu na wprost wielkiej oszklonej ściany jest sklep z pamiątkami i małą restauracja. Wychodząc w hali trafiamy na replikę Gabinetu Owalnego w Waszyngtonie. Można zobaczyć jak wyglądało to miejsce za kadencji Reagana. Droga do wyjścia z muzeum to ciąg "militarnych" pamiątek i obrazów wraz z kawałkiem muru Berlińskiego. Pozostał jeszcze otaczający to miejsce park. Piękna panorama na dolinę. Drzewka wkopane przez parę prezydencka i monument upamiętniający prezydenta i (znowu) kawałek muru Berlińskiego i F-14 Tomcat z eskorty AFO. Tu dobiega końca zwiedzanie muzeum. Przy słonecznej pogodzie można zrelaksować się na ławeczkach w parku...
Ronald Reagan Library

Norma Jeane Baker

Norma Jeane Mortensen lub bardziej znana jako MARILYN MONROE ...
W 1962 roku, w nocy z 4 na 5 sierpnia znaleziono ciało Marilyn Monroe, w jej domu na 5th Helena Drive w Los Angeles. Odeszła amerykańska aktorka filmowa, legenda kina, symbol seksu lat 50 i 60 XX wieku.
Miejsce spoczynku Marilyn znajduje się na malutkim cmentarzu Westwood Memorial Park w Los Angeles. Corridor of Memories, Krypta 24... Nie ma wyszukanego pomnika, jest skromna tabliczka. Miejsce jest trudne do znalezienia bez dokładnej mapy ( Z Wilshire Blvd skręca się w prawo w Glendon Ave i potem pierwsza w lewo miedzy budynkami ) Cmentarza nie widać z ulicy.



w komentarzach znajdziecie rozne teorie związane ze smiercia MM.



Marylin Monroe

czwartek, marca 13, 2008

Misiones Espanolas

W trakcie wyprawy na poludnie californii wpadlem na pomysl zwiedzenia wszystkich misji hiszpanskich na szlaku El Camno Real. Zainteresowaly mnie stojace wzdloz drogi dzwony i tabliczki informujace ze znajduje sie na szlaku Juana Bautisty De Anzy. Nie byl to pomysl do zrealizowania w jeden weekend. Wczesniej odwiedzilem juz dwie misje w San Diego i Carmel. Kilka znajdujacych sie w rejonie Central Coast zwiedzilem niedawno. Mysle ze systematycznie odwiedze pozostale i wtedy powiem ze przejechalem szlakiem misjonarzy hiszpanskich.
W obawie przed silna ekspansja Rosjan na polnocnym wybrzezu Pacyfiku, Hiszpanie postanowili zareagowac i rozszerzyc swoje wplywy w tym rejonie wysylajac franciszkanow z misja budowy placowek katolickich. Pierwsza misja na terenie obecnej kalifornii powstala w roku 1769 roku w San Diego ( San Diego de Alcala ) a ostatnia w roku 1823 w San Francisco ( San Francisco Solano ). -teskt w przygotowaniu-.
inne


Misiones Espanolas

środa, marca 12, 2008

Odkrywanie uroków Central Coast.

Tradycyjnie na poczatek weekendu stawilem sie na umowione spotkanie pod rentalem Enterprise na Mission o godzinie 5.30pm. Przechodzac obok samochodow w oko wpadl mi Nissan Pathfinder. Pomyslalem ze to jest samochod na ten wypad. Kilka slow i targow i dostalismy w dobrej cenie wybrany samochod. Zawsze mialem chrapke na Pathfindera. Teraz trafila sie okazja zeby przetestowac. Ruszylismy na chwile do domu po sprzety i plecaki. Wyjechalismy z miasta kolo 7pm. Nawet nie bylo specjalnie korkow tylko jak zwykle pomylilismy zjazdy z mostu w Oakland !! Znowu ! Kilka rakretow i skretow i wjechalismy na wlasciwa droge. Plan byl luzny. Jedziemy w strone Santa Barbara. Jechalismy HWY-101 a czas mija powoli. Nawet zasnalem na siedzeniu obok kierowcy. Kolo polnocy zerkajac na mape stwierdzilem ze znajdujemy sie niedaleko mojego ulubionego dunskiego miasteczka Solvang. Pada pomysl zeby przenocowac. Ruch o tej porze byl nawet spory. Po wjechaniu do miasta okazalo sie ze wszytkie hotele sa zajete. Wrocilismy do sto jedynki. Widzialem tam sieciowke Days Inn z wiatrakiem. Ceny okazaly sie "szalone" a to dlatego ze w weekend odbywal sie tu jakis zlot rowerzystow ! Trudno jedziemy w strone Lompoc. 20 mil szybko mija. Trafiamy na pierwszy hotel sieci Travelodge. Ceny przystepne. Zmeczenie daje o sobie znac ale o dziwo nie udaje nam sie zasnac do 3 nad ranem. Piwko i rozmowy. Poranek bez problemow, nawet wyspany. Slonce zaczyna operowac i mocno grzeje. To lubie :). Przez Lompoc przebiega autostrada CA-1 slynna "jedynka". Jest tutaj stacja koleji Amtrack. Ulubiona trasa Jacka Kerouaca, ktory tu spedzil troche czasu pracujac jako hamulcowy. Przejezdza tedy opisywany w jego ksiazkach "Midnight Ghost", pociag z LA do Frisco w ktorego pustych wagonach przemieszczali sie bohaterowie jego powiesci. Spora czesc tego pieknego wybrzerza zajmuje baza Sil Powietrznych USA Vandenberg. Mieszkancy miasta maja do wyboru dwie plaze Ocean Beach na wschod (klkanascie mil) i Jalama na poludniowym wschodzie (tez spory kawalek). Wczesna pora postanawiamy odwiedzic jeszcze raz Solvang tym razem za dnia. Pogoda jest wysmienita do zdjec. [Solvang opisalem weczesniej] Urok miasta jest niesamowity i jedyny w swoim rodzaju. Mini europa w sercu Californii. Po sesji zdjeciowej ruszamy do pobliskiej misji Santa Ines ktora miesci sie na wylocie z miasta. [Hiszpanskie misje opisze w osobnym poscie]. Nastepnie mijamy Santa Ynez i poprzez wyscielane zielonym atłasem gory i pagorki wjezdzamy na CA-154 ktora wiedzie kolo Lake Cachuma. Jezioro widac z gory bardzo dobrze, granatowy kolor wody kontrastuje z zielenia pobliskich gor. Zdecydowanie widokowa trasa. Pniemy sie w wysoko zeby po chwili zjechac w doline i tak przez kilkanascie mil. Naszym oczom ukazal sie (chcialo bys sie napisac "las krzyzy" :) ocean. Zatrzymalismy sie na poboczy na szczycie wzniesienia i chwilke podziwialismy widok na cala Santa Brbara i Channel Islands. Doadam ze temperatura rosla z minuty na minute. Z czego bylem bardzo zadowolony. Bylo juz poludnie a my jeszcze nic nie jedlismy. Wjechalismy do miasta i zrobilismy rundke po centrum. Jak to bywa w amerykanskich miastach :) trudno jest zaparkowac. Udalo sie znalesc parking gdzie zostawilismy samochod. Miejsce idealne bo idealnie trafilismy na glowna ulice miasta. State Street. Znajduja sie na niej restauracje i puby i duzo markowych sklepow (nawet Macys). Widac ze zycie toczy sie tutaj powoli i ludzie sa "inni". Duzy luz. Gdzie mlodzi serferzy bez koszulek mijaja sie z pieknymi dziewczynami ! (tak tu sa ladne amerykanki:) Duzo rowerzystow i motorow. Kabriolety i stare samochody. To jest ta California z filmow. Czego nie ma w San Francisco. Wstepujemy do polecanego lokalu w ktorm warza piwo. Zachecila nas tez piekna dziewczyna na froncie :) Zamowilismy typowe amerykanskie jedzenie i piwo. Minela godzinka a my sie lekko zamulilismy. Spacerek po uliczkach i wizyta w Court House. Budynek sadu otoczony palmami oferuje wjazd na wierze zegarowa z widokiem na cale miasto. Tu mozna zobaczyc wszytko dokladnie i zrobic kilka niezlych zdjec. Widac idealnie cale wybrzeze z plazami i szeregiem "typowych" dla tego rejonu palm. Pozostalo zobaczyc plaze Santa Barbary. Parkujemy przy Cabrillo Boulevard. Plaza troche rozczarowuje. Brzydka. Idziemy na drewniane molo Stearns Wharf. Jestem troche zaskoczony (choc nie powinienem) Lenistwo amerykanow nie ma konca. Na molo jest wjazd samochodem i stoi calkiem dluga kolejka zjezdzajacych i wjezdzajacych wozow. Robi sie tloczno. Na koncu drewnianego pomostu mieszcza sie knajpki oferujace owoce morza. Jest tez przystan dla statkow turystycznych wozacych ludzi po porcie i chetnych poogladac wieloryby. Sporo jest tez lowiacych ryby lokalnych mieszkancow. Wracamy na State Street, tu jest zdecydowanie ciekawiej niz nad oceanem. Jedziemy do Presidio starego hiszpanskiego garnizonu. Trafiamy na sciaganie flagi (hiszpanskiej!) z masztu. Zolnierze ubrani w stroje z tamtej epoki. Tworzy to mily klimat. Budynki garnizonu rozmieszczone sa po calym kwadracie. Po jednej stronie stoi drugi najstarszy budynek w Californii. Maly podniszczony domek z flagami meksyku i hiszpanii i .... drzewo pomaranczy obciazone swoimi owocami. Zbieramy sie i ruszamy do Misji Santa Barbara, ktora miesci sie na granicy miasta. Miejsce robi wrazenie. Bardzo dobrze zachowane. Spotykamy grupe mlodych meksykanow ubranych w stroje ludowe. Kolory i kroj strojow w polaczeniu z latynoska uroda powoduja ze przez chwile czuje sie jak przeniesiony w czasie! Zwiedzamy misje i wracamy na szlak (chcial nie chcial szlak El Camino Real). Ruszamy przez Carpinterie do Ventury gdzie udajemy sie na molo (bez samochodow ;). Usadawiam sie na koncu ze statywem gotowy do zdjec zachodu slonca. Przyznam ze Central Coast oferuje jedne z najladniejszych. Kolory pomaranczu przechodzace w czerwien ze stalowym kolorem morza :) uczta dla oka :) Wieczorem pozostaje poszukac hotelu ktory szybko znajdujemy, ceny bardzo dobre jak na to miejsce. Jedziemy do portu Ventura. Marina pełna jachtow. Szukamy miejsca z ktorego ruszaja statki na Channel Island i Anacapa Island. Po przemysleniu wszystkiego stwierdzamy ze rezygnujemy z tej czesci. Wyprawa to zwykle jeden dzien z ladowaniem na wyspie lub pol dnia na oplyniecie (okazuje sie ze tylko Anacapa). Zostawimy sobie wyspy na nastepny raz. Jeszcze wieczorne zakupy i ambitne palny "piwne" 12 pak Heinekena :) po pierwszym padam ... zmeczenie mnie pokonalo hehe.
W niedziele ruszamy na polnoc. Pierwszy przystanek to urokliwa miescina Pismo Beach. Z ... ładną plażą. Miasteczko polozone jest wzdloz klifowego wybrzeza. Widoki sa rewelacyjne. Zatrzymujemy sie w parku blisko urwiska. Przyznam ze chodzenie w tym rejonie jest lekko ryzykowne. Latwo spasc jesli sie czlowiek zagapi. Strome sciany schodza pionowo do morza a przy brzegu wyrastaja z morza skaly. Jak ktos pamieta koncowke filmu Big Lebowski to jest to miejsce :). Krolik Bugs i kaczor Duffy tez mieli tu swoj epizod :) Spacerkiem mozna dosjc do dlugiego molo (ktorych jest sporo w tym rejonie) i zejsc na plaze. Mozna tez zjesc clam chowder. Podobno jest tu najlepszy jak przystalo na kalifornijska stolice Calma :). Wracamy powoli na 101. Mile mijaja a my docieramy do San Luis Obispo. Polozone w lekko gorzystym rejonie przypomina mi troszke ... Krynice Gorska hehe. Kameralnie, duzo knajpek i male koryto rzeki San Luis poprzecinane mostkami. Duzo parkow w ktorych zalega duzo mlodych ludzi. Domki trzymaja kimat sprzed wielu wielu lat. I w centralnym miejscu znajduje sie misja hiszpanska, ktora nie jest specjalnie ciekawa. Robimy rundke po miescie i na wylocie z miasta zatrzymujemy sie przy pierwszym na swiecie motelu. Motel Inn jest teraz w trakcie odbudowy, ktora juz tra ladne kilka lat. Jedziemy na polnocny wschod w strone Paso Robles ktore slynie z okolicznych winiarni. Mijamy pola uslane winorosla, ciagna sie na kilkdziesiat mil. Odbijamy na wschod na droge 46. Chcemy zobaczyc miejsce gdzie zginal James Dean. Mamy namiary z przewodnika (znowu kiepskie), mijamy skrzyziwanie z 41 gdzie powinien znajdowac sie pomnik. Nic z tego po kilku milach zawracamy do mijanej wczesniej knajpy zeby wypytac o koordynaty. Okazuje sie ze pomnik stoi ... kolo tej knajpy ! Slabo oznakowany. Jest to drzewo u podtawy ktorego postawiono stalowy "pomnik" i tablice. Chwila refleksji i ruszamy w drode powrotna. Jeszcze zaliczamy Misje Miguel Arcangel w ktorej trwa nabozenstwo. Slonce zachodzi i rzuca cieple swiatlo na mury. Droga powrotna mija nawet szybko. Wpadamy jeszcze do znajomych w San Jose i na wieczor jestesmy na 9th i Geary :)

[ San Francisco - lompoc - Solvang - Santa Ynez - Santa Barbara - Ventura - Pismo Beach - San Luis Obispo - Paso Robles - San Jose - San Francisco ]
Central Coast

Pierwszy Motel na świecie.


The Milestone Motel został otwarty w San Luiz Obispo w 1925 roku. (Obecnie znany pod nazwa Motel Inn). Tworcą pierwszego motelu na świecie był architekt Artur Heineman. Poczatek XX wieku to okres rozkwitu motoryzacji w stanach zjednoczonych, co powodowało wzmożony ruch miedzy miastami. Najbardziej uczęszczana trasą w tym rejonie był odcinek Los Angeles do San Francisco. Słaba sieć dróg powodołwa że podróż trwała ponad 2 dni a prędkości pierwszych samochódow nie byly imponujące. Dlatego lokalizacja motelu wydaje sie idealna, jest dokładnie w połowie drogi miedzy miastami. Motel zamknieto w 1990 roku. Własciciel miał ambitne plany renowacji a w 2000 roku chciał bylo polaczyć motel z sasiadujacym Apple Farm Inn ale jak widac nic z tego nie wyszło. Teraz Motel Inn stoi ogrodzony siatką i powoli sie rozpada...

wtorek, marca 11, 2008

Levisy z San Francisco

Loeb Strauss urodził się 26 lutego 1829 r. w żydowskiej rodzinie mieszkającej w miejscowości Buttenheim w Bawarii. Kiedy miał 18 lat, razem z matką i dwiema siostrami wyjechał do Nowego Jorku, gdzie jego dwaj przyrodni bracia prowadzili hurtownię handlującą ubraniami i materiałami. Wkrótce Loeb otrzymał amerykańskie obywatelstwo i zmienił imię - do historii przejdzie jako Levi Strauss. W 1853 r. podjął ryzykowną decyzję - przeniósł się do San Francisco, żeby otworzyć oddział rodzinnej firmy na zachodnim wybrzeżu USA. Nazwał ją Levi Strauss&Co.
Frisco było wówczas idealnym miejscem dla początkujących biznesmenów. Trwała gorączka złota, na Dziki Zachód ciągnęły tysiące poszukiwaczy przygód i awanturników maści wszelakiej. Strauss handlował z nimi, czym się dało - poduszkami, derkami, bielizną, ubraniami, materiałami. Ale był jeden szczególny odbiorca - mieszkający w Nevadzie krawiec Jacob Davis, z pochodzenia Łotysz. Davis miał notorycznie problemy z jednym z klientów, któremu często odrywały się kieszenie spodni. Był to zresztą częstszy problem, głównie wśród poszukiwaczy złota.
Davis zaczął myśleć o tym, jak wzmocnić spodnie. Pewnego dnia wpadł na pomysł, aby na rogach kieszeni i przy rozporku umieścić metalowe nity. Co wymyślił, to zrobił. Nitowane spodnie momentalnie stały się hitem wśród klientów Davisa. To ucieszyło, ale i zmartwiło zdolnego krawca. Wystraszył się, że ktoś może mu ukraść pomysł. Postanowił go opatentować. Ale pojawił się jeden problem - pieniądze. Davis nie miał na opłatę patentową, która wynosiła... 68 dolarów. Kiedy stwierdził, że potrzebuje partnera do biznesu, z miejsca pomyślał o Levim Straussie. Napisał do niego, proponując wspólne opatentowanie nitowanych spodni. "Zarobimy bardzo dużo pieniędzy" - przekonywał w swym liście. Strauss był przenikliwym biznesmenem i nie potrzebował wielkiej zachęty do tego interesu. 20 maja 1873 Davis i Strauss otrzymali z amerykańskiego Urzędu Patentów i Znaków Towarowych patent 139121 na "poprawę mocowania brzegów kieszeni". To właśnie ten dzień uznawany jest za oficjalne narodziny blue dżinsów. - Co prawda ubrania z twardego płótna zwanego denim były znane już wcześniej, jednak to zastosowanie nitów otworzyło drogę do stworzenia pierwszych prawdziwych dżinsów.
Interes kręcił się znakomicie. Fama nowych spodni z nitami prędko rozchodziła się po Dzikim Zachodzie. Bardzo szybko dżinsy ze znaczkiem Levi's stały się obowiązkowym strojem nie tylko obieżyświatów, ale także robotników, mechaników i malarzy. Były idealne do pracy - wytrzymałe i bardzo wygodne.
Wkrótce Strauss otworzył dwie fabryki w San Francisco, a Jacob Davis został szefem ds. produkcji. W1886 r. na lewisach po raz pierwszy pojawiła się skórzana metka, przedstawiająca spodnie rozciągane za nogawki przez dwa konie - to efekt publicznego testu wytrzymałości, który tak właśnie wyglądał. Do dziś to charakterystyczne logo firmy. Około roku 1890 doszło do jeszcze jednej symbolicznej zmiany - produktom zaczęto przypisywać numery. Spodnie z nitami otrzymały numer 501 - to najsłynniejsza linia dżinsów Levi's, produkowana z modyfikacjami do dziś.
Najstarsza para dżinsów Levi’s 501® jest dziś przechowywana w ognioodpornym skarbcu, razem z archiwami Levi Strauss & Co. w San Francisco.

Levis

Na Battery street niedaleko od Embarcadero w San Francisco znajduje się Levi's Plaza z parkiem i fontanną. Budynki z czerwonej cegły nadaja temu miejscu nipowtarzalny klimat. Wszedzie slychać szum wody z kanalików i mini wodospadów. A wszystko to u podnuża Coit Tower. W siedzibie firmy znajduje mała wystawa pokazujaca historie jeansu i unikatowe ubrania z poprzednich epok. Jest tez Eric Flat :)

Ostatnia prosta...

Dean wstał wcześnie i ze swojego domu nr 14611 przy Sutton Street w Sherman Oaks pojechał na umówione śniadanie z ojcem i wujem. Zaraz po śniadaniu spotkał się z Wuetherichem w Neuman Competitions. Silnik Spydera grzał się na wolnych obrotach. Był 30 września 1955 roku. Za chwilę pojawiło się jeszcze trzech przyjaciół: znany fotograf Sandford Roth, kaskader Bill Hickman (dublował Steve'a McQueena w filmie "Bullit") i agent Deana - Lew Bracker. Roth i Hickman mieli jechać Fordem z przyczepą. Siedząc już z Wuetherichem w Spyderze Dean uniósł rękę przyjaciela do góry i krzyknął: "hej, my to wygramy".
( Dean postanowił wystartować w wyścigu w Salinas, na lotnisku tego małego miasteczka, znanego jako miejsce urodzenia Johna Steinbecka, na północnym skraju doliny - San Joaquin Valley. Decyzja podjęta w ostatniej chwili: w programie zawodów go nie ma. Wuetherich zabiera Little Bastarda do warsztatu Neuman Competitions, aby przygotować go do startu. Jednocześnie radzi Deanowi, aby 300 mol do Salinas pojechał Spyderem wykorzystując dojazd na lepsze poznanie szybkiego auta i dotarcie silnika. Samochód Jamesa Deana był jednym z pięciu, które von Neuman sprowadził dla prywatnych ścigantów z zachodniego wybrzeża USA. Miał numer fabryczny 550-0055. Był jednym z 75 sztuk, które fabryka wyprodukowała z myślą o prywatnych kierowcach wyścigowych. W kręgach kierowców wyścigowych miał Spyder opinię niezawodnego niczym kowadło i stosunkowo łatwego do opanowania w krytycznych sytuacjach samochodu. Dean zawozi swój nowy nabytek do znanego tunera Georga Barrisa, zajmującego się głównie specjalnymi przeróbkami samochodów dla potrzeb wytwórni filmowych. Barris maluje w poprzek tyły napis "Little Bastard"(!) i numer startowy Deana - 130 - na drzwiach, masce i pokrywie silnika. Przeznaczenie Spydera było oczywiste. )
Trasa, którą wybrali była standardem przejazdu z Hollywood do San Francisco. Sepulveda Boulevard do drogi 99 przez Grapevine do doliny San Joaquin Valley, na zachód drogą 166 w kierunku Taft, potem drogą 33 do Blackwell's Corner. Stąd już tylko kawałek przez wyjście doliny do Paso Robles. Koło Grapevine Dean płaci mandat za nieprzepisową prędkość, później zatrzymuje się w kafejce koło Blackwell's Corner (wysokość 278 stóp n.p.m., opady 8 kropli, 9002 mieszkańców, w tym 9000 wiewiórek i 2 ludzi). Tu spotyka Lance Reventlova, który prowadzi swojego nowego Mercedesa 300 na wyścig do Salinas. Umawiają się na obiad w Paso Robles.
Nie wiadomo jak szybko zaatakował Dean odcinek z Blackwell's Corner do Cholame. Obecność Wuetherucha i nowy samochód pozwalają przypuszczać, że nie była to normalna dla Deana szaleńcza jazda. Przejechał przez Diablo Range i dalej przez przełęcz zwaną przez tubylców Polonio Pass, zjechał na dno doliny, gdzie niemal prosta droga wiodła do Cholame. Przypuszczalnie licznik Spydera pokazywał więcej niż 85 mil na godzinę, gdyż na horyzoncie widać już było Cholame.
W tym czasie Donald Turnupseed jadąc w kierunku wschodnim zbliża się do skrzyżowania, gdzie z drogi 466 musi skręcić na drogę 41. Dean krzyczy "He's gotta see us. He's gotta stop" Turnupseed nie widzi srebrnego Porsche z numerem 130 i siedzącego za kierownicą młodego człowieka w Clip on okularach. Huk zderzenia, zgrzyt zgniatanych aluminiowych blach. Wuetherich wylatuje wysoko w powietrze. Dean przyciśnięty kierownicą przyjmuje całą siłę uderzenia tępego nosa Forda. Jest godzina 5 i 45 minut.
James Dean umiera w karetce o godzinie 5 i 59 minut.
James Dean zginął na samotne prostej kalifornijskiej drodze jadąc na swój czwarty wyścig, mając zaledwie 24 lata. W cztery tygodnie po wypadku film "Buntownik z wyboru" ma premierę w Nowym Jorku. W dwa tygodnie Później również w Nowym Jorku ma premierę film "Giants". James Dean staje się obiektem kultu.


30 mil od Paso Robles na drondze HWY-46, niecaly kilomentr od skrzyżowania z HWY-41 znajduje się stalowy pomnik upamiętniający Jamesa Deana...

California Mission Trail

Pomiedzy 1683 a 1834 rokiem, Hiszpanscy misjonarze utworzyli szereg placowek ciegnacych sie wzdluz obenego stanu Kalifornia i meksykanskiego Baja California. Aby ulatwic sobie podroze, misjonarze budowali placowki w odleglosci 48 kilometrow od siebie, tak aby podroznikowi droga zajela jeden dzien konnej jazdy. Dlugosc El Camino Real (The Royal Highway lub pozniejsza nazwa The Kings Highway) siegala 966 kilometrow. Ciezkie ladunki dostarczane byly do placowek droga morska.
W 1912 roku stan Kalifornia rozpoczal brukowanie czesci historycznej drogi w hrabstwie SanMateo. Budowa dwu pasmowej drogi zaczela sie w San Bruno.
Pod koniec lat dwudziestych rozpoczeto poszerzanie drogi i stalo sie czescia sto jedynki (U.S. Route 101) przecinajaca stan z poludnia na polnoc. Dzisiaj droga przebiegajaca przez San MAteo i Santa Clara nosi numer 82.
Niewybrukowana czesc oryginalnej hiszpanskiej drogi zostala zachowana niedaleko Misji San Juan Bautista. W czasach obecnych kilkanascie autostrad pokrywa sie z czescia tej historycznej drogi i przebiega przez duza czesc ulic w miastach Saj Jose i San Francisco.
Na poczatku XX wieku postawiono wzdluz El Camino Real charakterystyczne dzwony zawieszone na 3 metrowych wygietych slupach przypominajacych laske pasterza. Pierwszy z 450 dzwonow postawiono w 1906 roku na Plaza Church w Los Angeles. W pozniejszym okresie cala siec dzwonkow zmniejszyla sie drastycznie przez kradzieze i wandalizm. W 2005 wprowadzono program rekonstrukcji dzwonow i postawiono na dlugosci szlaku okolo 455 sztuk .


poniedziałek, marca 10, 2008

Happy user of new Macbook Pro 2.4 GHz 15"



Nowa maszyna ze stajni Appla jest juz w moim posiadaniu :)
Macbook Pro 15.4 inch Glossy, 2.4 GHz Intel Core 2 Duo, 2 GB RAM, NVIDIA GeForce 8600M GT + Multi-Touch.





Lejzi weekend w marcu.

Po przylocie troche zle sie przestawialem na lokalny czas :) Lot w ciagu dnia to nie byl dobry pomysl ale nie bylo innego wyjscia. W sobote jak zwykle wynajelismy samochod. Tym razem mily full size Mazda 6. Celu nie bylo tym razem. Jedynie impreza "polska" na Stanford University. Jako ze SU miesci sie w Palo Alto wypadalo zwiedzic to mile miejsce. Bay Area to zlepek duzej ilosci miasteczek przyklejonych do siebie. Palo Alto to niecalae pol godziny od San Francisco. Miejsce okazalo sie bardzo spokojnym miasteczkiem, kilka glownych ulic gdzie skupia sie zycie i "sypialnie" czyli cala masa domkow rozsianych na duzej przestrzeni. Do tego typu miasteczek przenosza sie ludzie znudzenie wielkim miastem. Tu czas plynie wolniej. Ciszej. I klimat jest troche przyjemniejszy. Niedaleko od stacji Caltrain miesci sie campus uniwersytecki. Prowadzi do niego aleja wyscielana palmami :) Duzo zieleni. Zapomnielismy zabrac ze soba adres na polonijne spotkanie. Wiec bylo naprowadzanie telefoniczne. Pogubilismy sie szybko. o jednak spory uniwerek. Juz prawie sie poddalismy ale przypadkiem trafilismy i wszystko skonczylo sie dobrze. Spotkanie delikatnie a potem mocno zakrapiane alkoholem i potrawami z polski. Poznawanie ludzi i nudne gadki... Czesio Niemen i T.Love w tle... Czas jakos minal. Wracalismy przez Berkeley gdzie na Shattuck Street glownej ulicy miasta zjedlismy sushi. Padlem. Niewiele pamietam z konca dnia. Jet Lag.
Niedziela. Propozycja zeby odwiedzic centra handlowe. Piwerwszy cel to Napa. Podobno jakies spore miesjce z duza iloscia sklepow. Na miejscu rozczarowanie. Owszek jest kilka sklepow ale slabych :) Po drodze zakupilem nowa maszyne do robienia fot ;) Canon 40D z obiektywem.
Kolejne centrum handlowe znajdowalo sie na drugim koncu Bay Area. Milpitas. To juz prawie San Jose. Podjechalismy pod tego kolosa. To sie nazywa shopping mall ! Wielki budynek podzielony na kilka stref. W srodku masy ludzi. Mysle ze bylo tu wszystko co potrzeba. Zakupki potrwaly troche. Duze odleglosci do pokonania :). I tak minal lejzi day. Jak na mnie wyjatkowo nudny ale jeszcze nie odespalem zmiany kontynentow.




Luty w kraju rodzinnym :)

Przylecialem do kraju rodzinnego na poczatku lutego i od razu wpadlem w sidla zasadzki zwanej IMPREZA... codziennie trzeba bylo odwiedzic znajomych co kosztowalo duzo zdrowia :)
Urodziny Radka w Sopocie to bylo mocne ! 3 dni imprezy.... ciezko dochodzilem do siebie.
Potem szare dnia w szarej wawie. Bliscy. I trzeba bylo sie szybko zwinac a czlowiek juz sie zaczal przyzwyczajac...
Pozostaje dokumentacja zdjeciowa


Sopot 2008

czwartek, marca 06, 2008

Spotkałem w drodze Jacka Kerouac

(...)"Podróż autobusem z Denver do Frisco mineła bez wstrząsów, tyle że przez cały czas dusza wyrywała się do Frisco, im bardziej się do niego zbliżaliśmy."(...)


(...)"Naraz zdałem sobie sprawę, że jestem w Kalifornii. Ciepłe, palmowe powietrze - powietrze, które chciałoby się całować - i palmy.Wzdłóż spiętrzonej rzeki Sacramento autostradą; znów górzysta okolica; w górę, w dół; i naraz rozległa przestrzeń zatoki, a po drugiej stronie girlandy sennych świateł Frisco."(...)


(...)"Wyszedłem na miasto jak jakiś wynędzniały duch, i oto przede mną Frisco - długie, smutne ulice z drutami tramwajowymi, spowite mgłą i bielą. Pokręciłem się trochę po ulicach. Niesamowici włóczędzy o świcie (przy Mission i Trzeciej) nagabywali mnie o dziesieć centów. Skądś dobiegały dźwięki muzyki. "O, raju, ale ja się w tym będę nurzał! " (...)


(...)" Właśnie przeszedłem przez małą wioskę rybacką Sausalito, w pierwszych więc słowach powiedziałem:
- W Sausalito musi być dużo Włochów.
- W Sausalito musi być dużo Włochów! - ryknął na całe gardło. - Aaaaa! - Grzmocił się w piersi, wreszcie padł na łóżko i omal nie stoczył się na podłogę. - Słyszałaś, co powiedział Paradise? W Sausalito musi być dużo Włochów! Aaaaa! Haaaa! Uuuu! Oj! Nie mogę! Był cały czerwony od śmiechu. - Dobijasz mnie, Paradise, jesteś najzabawniejszym człowiekiem pod słońcem." (...)