poniedziałek, października 08, 2007

czas na strone internetowa z wyprawy

teraz pozostaje mi zebrac sie i zrobic web site z wyprawy, jest taka masa zdjec do przebrania ze ciary przechodza. Ale trzeba :) bo juz wisi nastepny weekend...

one shot, one kill czyli spędzanie wolnego weekendu

od wyjazdu kolegow czas plynie szybko, obawialem sie nudnych wieczorow :) a tu znajomi nie pozwalaj mi sie nudzic ;) Pogoda dopisuje wiec mozna zawsze cos zaplanowac. Piotrek wpadl na pomysl zeby zebrac polakow ktorzy akurat przebywaja w SF i spotkac sie u niego na imprezie w piatek. Zaczelo sie szukanie na Gronie i okazalo sie odzew byl duzy :) chetnych na spotkanie bylo troche. Ja uruchomilem swoich znajomych. Piotra przeniesiono w tym czasie do apartamentu po drugiej stronie ulicy (wypas z widokiem na bay brigde i zatoke). W piatek z oczekiwanych gosci pojawil sie tylko kolega Marcin i moi Piotr i Dorota. Reszta zawiodla ... smutne, czeste u polakow ale w kraju :) chyba nie ma co zawracac sobie glowy. Ale nie ma tego zlego.... bylo wesolo i do rana :)
W sobote trudno bylo wstac.... oj trudno. Ruszylismy do Los Padres (tereny us army) piekne lasy w gorach, widok na ocean... nikogo, dzicz. Chyba godzine zajelo mi ochloniecie po widokach, rozbilismy namiot i zaczal sie glowny punkt programu. SHOOTING. Postawilismy cele i bylo strzelanie. Amunicji bylo duzo wiec troche to trwalo :) brakowalo tylko puszek i butelek. Potem grill i piwko. Noc tylko byla slaba, zerwal sie mocny wiatr i nie pozwolil zasnac. Przestal rano... Spalismy z shotgunem w namiocie na wypadek odwiedzin roznych obecnych dookola zwierzakow. Ale to bardziej dla spokoju ducha :) Poranek sloneczny i znowu te boskie widoki, nawet orki sie pokazaly. Potem trzeba bylo pocwiczyc dlugiy dystans w strzelaniu. "wypas" :) mialem zabawe. Zjechalismy potem na "jedynke" i ruszylismy do Monterey na jachcik :) Mialem ochote na rybke, wiec ruszylismy na polowy. Nigdy wczesnie nie lowilem, wydawalo mi sie to nudne ale na jachcie to jakas forma rozrywki. I zlowilem hehe zeby bylo zabawnie to dwie na raz !!! nie wiem jak ale wisialy na jednej zylce... wiecej sie nie udalo. Zrobilo sie ciemno i juz nie bylo czasu zjesc. Pora wracac i sie wyspac. BYLO ZAJEBIŚCIE !!!
i tu znowu podziekowania dla Doroty i Piotra szczegolnie ! :)

[San Francisco, CA - Los Padres, CA - Monterey, CA - San Jose, CA - San Francisco, CA]

jedni wracaja :) drudzy zostaja

dzien sloneczny nie zapowiadal tego cosie mialo stac :) jakies rozprezenie, wolno jakby nikomu nie chcialo sie wyjezdzac. Dzien wczesniej Pawel podjal probe prze-book-owania :) biletu ale panie chyba nie byly w stanie tego dobrze zrobic i nie udalo sie. A chlopakowi tak sie tu spodobalo... :) W hotelu nas pogonili ze juz pora sie zbierac. Wiec jeszcze szybkie zakupu w w Apple store... nie udalo sie kupic wiecej niz jednego iPhona a kolega chcial kupic .....5 (sic!) nie pozwolili, to nie. Drugi polecial szukac dodatkowej torby. Wracamy na miesjce gdzie zostawilismy samochod i .... nie ma ! Trzeba baaaardzo uwazac gdzie sie parkuje bo u nich wystarczy 3 minuty i juz towing! Turyscie latwo wpasc w cos takiego, wydawalo sie ze dobrze zaparkowalismy nawet oplacilismy parkomat tylko ze tutaj sa jakies niuanse i akurat tutaj mogly zatrzymywac sie furgonetki (tylko ja o tym nie wiedzialem dopiero pami ze sklepu obok mi to powiedziala a sladow na chodnikach i znakow nie bylo potem okazalo sie ze parkoam ma czerwony pasek ale skad ja to mialem wiedziec hehe) Co dalej... dzwonie na telefon a tam automat mnie kieruje pod jakis adres... dobra mamy 2 godz do odlotu co juz w tym momencie bylo too late :) Taxi i jedziemy na podany adres, to tutaj, pozostaje zaplecic 240 usd !!! i odzyskalismy samochod. Ruszamy na lotnisko. Tam koledzy postanowili wypelnic karteczki na bagaz ... co trwalo chwilke :) podchodzimy do pani a tu okazuje sie ze za pozno. Pozostale godziny to dzwonienie i szukanie opcji powrotnych. Zeby nie bylo ze za malo to pani nadaje bagaz do Dallas a chlopakom bilety :) Udaje sie szubko zauwazyc blad hehe . Siedze sobie sam cwilke na lotnisku, smutno sie zrobilo. Dzwonie do Piotra w SF czy ma czasik wieczorem ufff ma :) Piwko. A w tym czasie sms-y od znajomych ze ich samolot sie zepsol i maja kilka godzin w plecy.... Ja spalem a oni w Chicago czekali na stand by ... udalo sie.

shopping day i jacuzzi w San Jose :)

Ostatni caly dzien w USA dla pewnych osob :) Postanowili zrobic shopping wiec wynalazlem dwa mega centra handlowe. Oczywiscie poza SF i to sporo. Ruszamy przez Bay Bridge (dwa poziomy) calkiem dlugi most do Oakland. Zatrzymujemy sie w Milpitas gdzie jest niezly Mall :) zakupki bez rewelacji myslalem ze wiecej kupia. Dzien jakos mija leniwie. Korzystamy z zaproszenia Doroty i Piotra i nawiedzamy ich w San Jose. Jak dla mnie super miesjce do zycia :) i cena przystepna jak na reali bay area :) Udajemy sie z Jackiem D. do jacuzzi .... to sa te chwile .... bosko. Chwile w basenie i znowu jacuzzi. Potem czas na jedzonko i tu znowu uczta i rozkosz dla podniebienia.... alko schodzi szybko, ja cierpie bo bede driver :( ale tutaj maja wieksza tolerancje na pijanych kierowcow hehe. po kilku godzinkach Piotrek okazuje nam swoj arsenal broni i zaczyna sie ... :) no i mam bratnia dusze :) Nikt nie zginal, kule pochowane na wszelki wypadek :) Ciezko sie zebrac ale jeden ludz chce koniecznie wracac bo boi sie ze nie wyrobi sie z pakowaniem i na samolot (a przyszlosc pokaze jaka jest przewrotna hehe). Ruszam w srodku nocuy i nie powiem ze ledwo nie zaslalem... docieramy i znowu nie ma gdzie zaparkowac ale po kilku akrobacjach upycham samochod... do rana malo czasu.

[San Francisco ,CA - San Jose, CA]