piątek, września 07, 2007

Long weekend w Mexico ( Baja California ) c.d.

ciąg dalszy ... po odwiedzeniu większego miasta Ensenady (nic tam nie ma ) ruszamy w stronę San Felipe z nadzieja ze tam będzie jakoś "meksykańsko". Przebijamy się przez góry i pustynie na druga stronę :) Malowniczo "nicowe" widoki :)
Przed miastem kontrola wojskowa i sprawdzanie samochodu hm... po co nie wiem. Docieramy w środku nocy i szukamy hotelu i okazuje się ze jest problem wszystko zajęte ! uff znaleźliśmy w końcu ale to walka o ogień bo za nami kolejka ludzi w takiej samej sytuacji. W samochodzie termometr pokazuje 40 stopni .... awaria czy co ? wychodzimy na zewnątrz i .... mega upal w środku nocy, woda leci z człowieka jak pod prysznicem. Idziemy do knajpy na krewety :) to miasto to podobno stolica krewetkowa Baja ;) coś dla mnie. Rano wstajemy zobaczyć miasteczko i plaże rankiem. Temperatura 53 stopnie .... przyznam ze czegoś takiego nie doświadczyłem. Plaza tup tup do wody a tu ... gotowane mleko, dla mnie super :) Dzień mija na jedzeniu krewetek - śniadanie, obiad i kolacja. Piwko i lokale w nocy, obciachowe w stylu amerykańskim, folkloru bronią grający meksykanie. Ruszamy na zwiedzanie okolicy, wszędzie śmigają ludzie na quadach. Dol okola czysta piękna pustynia podobna do tych z Arabii :) nuddddyyyy. Wracamy. Droga przez pustynie i temperatury ekstremalne. Docieramy do Mexicali na granice z USA no nareszcie jakieś miasto wyglądające na cywilizowane. Kolejka na granicy wielka 2 godziny stania. Przejście do Calexico ( nazwa mojego ulubionego zespołu muzycznego ). Potem droga do San Diego i do domu....