wtorek, marca 17, 2009

"do każdego domu przelecą obrazy i dźwięki z dalekich krajów nadawane na żywo ..."

Pierwszy pokaz techniki, dzięki której powstała nowoczesna telewizja i wideo, odbył się 27 września 1927 roku w San Francisco w laboratorium na 202 Green Street.
A wszystko to dzięki staraniom Philo T. Farnswortha, który w 1921 roku opracował zupełnie nową technologię przekazywania obrazu. Wcześniej naukowcy bezskutecznie usiłowali ulepszyć wynalazek Paula Nipkowa nazywany "skanującym dyskiem", który jednak mimo wielu prób nie dawał wyraźnego obrazu.
Sam wpadł na swój pomysł przypadkiem. Ponoć zasadę nadawania i odbierania sygnału telewizyjnego wymyślił podczas prac polowych w domu rodzinnym - kiedy orał pole. Koń przemierzał pole z lewej strony na prawą i znów na lewą, raz za razem. I nagle olśniła go myśl - przecież w ten sposób punkt po punkcie, linia po linii, elektrony mogłyby rysować na ekranie obraz telewizyjny! Ta zasada - genialna w swej prostocie - wciąż jest wykorzystywania w telewizorach.
Kiedy znaleźli się sponsorzy, dopracował swój pomysł i przystąpił do przygotowania niezbędnej aparatury. Do tej pracy zatrudnił szwagra i przyjaciół. Konstruktorzy pierwszego telewizora musieli posiąść nowe umiejętności: od wydmuchiwania cienkościennych szklanych baniek po przeprowadzanie skomplikowanych procesów elektrochemicznych. 7 stycznia 1927 roku Philo złożył wniosek o patent na elektroniczną telewizję.
Pierwszy publiczny pokaz odbył się wiosną 1928 roku. Uczestnikami byli jego sponsorzy.

W tym miejscu mieściło się Laboratorium Farnswortha,
202 Green Street, San Francisco.

Wynalazca zebrał ich w salonie, włączył prąd, a na ekranie zabłysł symbol... dolara, potem seria figur geometrycznych. Technologią Farnswortha zainteresował się rosyjski imigrant Vladimir Zworykin pracujący na zlecenia Davida Sarnoffa - szefa koncernu Radio Corporation of America (RCA). Zworykin korzystając nielegalnie z osiągnięć Philo Farnswortha ulepszył swój wynalazek i w 1934 roku RCA zaprezentowało "ikonoskop" publiczności. Kiedy jednak RCA postanowiło zarejestrować swój patent, Farnsworth oskarżył ich o kradzież własnego pomysłu. Przez kolejne lata trwała walka w sądzie, która zakończyła się w 1949 roku sprzedażą firmy "Farnsworth Radio and Television".
Farnsworth założył własną stację telewizyjną, która długo zamiast sygnału kontrolnego nadawała kreskówkę: "Myszka Miki na statku" - w roku 1936 jego studio nadawało programy telewizyjne do około pięćdziesięciu odbiorników. Kiedy telewizja przestała być intelektualną przygodą i przekształciła się w przemysł, stracił nią zainteresowanie. Zajmował się matematyką teoretyczną, problemami fuzji jądrowej. Nie był zachwycony poziomem programów "prawdziwej telewizji". Zastanawiał się, czy ludzkość nie radziła sobie bez niej lepiej. Jednak kiedy w 1969 zobaczył transmisję z lądowania człowieka na księżycu, powiedział: "Było warto".

poniedziałek, marca 16, 2009

St. Patrick's Day w San Francisco

Każdego roku 17 marca Irlandczycy świętują Dzień Św Patryka. Przez miasta przechodzą kolorowe parady, Guinness leje się strumieniami, ludzie ubrani na zielono tańczą na ulicach w rytm irlandzkiej muzyki. Parady odbywają się na zielonej wyspie i we wszystkich krajach, gdzie żyją potomkowie irlandzkich imigrantów - przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych. Najbardziej znana jest wielka parada w Nowym Jorku i Chicago, gdzie rzeka barwiona jest na kolor zielony. Ten dzień to okazja do popularyzowania kultury irlandzkiej na całym świecie. Także w San Francisco mieliśmy wielką paradę, która odbyła się w sobotę 14 marca i zebrała rzesze ludzi wzdłuż głównej ulicy Market. Wszystko zaczęło się kolo godziny 11.30 i skończyło się około 14 na głównym placu pod City Hall, gdzie trwał wielki piknik i koncerty zespołów grających irlandzką muzykę. Pogoda niestety nie dopisała i było dość chłodno jak na San Francisco. A po wszystkim ruszyliśmy na podboje pubów oferujących ciemnego Guinnessa :)

A wszystko to na cześć św. Patryka, patrona Irlandii. Św. Patryk urodził się około 390 n.e. w Brytanii pod panowaniem rzymskim. Za młodu został porwany i sprzedany do niewoli w Irlandii. Uciekł sześć lat później i schronił się w Galii. Po kilkunastu latach życia w zakonie wrócił do Irlandii w 432 r. jako misjonarz. Według legendy wyprowadził węże z kraju. Mówi się, że używał trójlistnej koniczyny dla wyjaśnienia pojęcia Trójcy św., dlatego też jest kojarzona z nim i z jego świętem. Zieleń kojarzy się z Dniem św. Patryka, gdyż jest kolorem wiosny, Irlandii i koniczyny.
St. Patrick's Day

poniedziałek, marca 09, 2009

Cupid's Span

Rincon Park oferuje oszałamiające widoki Zatoki San Francisco, Mostu Bay Bridge, Treasure Island i Yerba Buena Island oraz wzgórz Berkeley. Na całość Parku składają się trawniki, ścieżki, murki do siedzenia z malutkimi dodatkami w postaci rzeźb min żółwi i rozgwiazd. Park znajduję się przy promenadzie, która ciągnie się wzdłuż zatoki i słynnej arterii miasta Embarcadero. Miejsce jest łatwo rozpoznawalne po ogromnej rzeźbie nazwanej Cupid's Span - przedstawiającej łuk i strzałę wbite w ziemię. Rzeźba została zrobiona w 2003 roku przez uznanych artystów, Claes Oldenburga i Coosje van Bruggena. Posąg symbolizuje podobno miejsce, gdzie słynny Amerykański artysta Tony Bennett zauroczony miastem napisał piosenkę "Zostawiłem swoje serce w San Francisco".

piątek, marca 06, 2009

Pierwsze wiosenne żółwie :)

W San Francisco trudno było w tym roku wyczuć pory roku, jesień była łagodna, a kawałek zimy nawet upalna. Za każdym razem, kiedy odwiedzałem pobliski Golden Gate Park szukałem żółwi i nie mogłem ich znaleźć. Dopiero w pierwszą niedzielę marca udało mi się wypatrzeć pierwsze zwierzątka pływające w jeziorku. Zahibernowane przeleżały na dnie całą zimę (dziwne, że nie zaskoczyły ich anomalie pogodowe i odczekały prawie równy okres do wiosny). Zwykle wygrzewają się na kamieniach i pniach drzew, a tym razem kilka zawędrowało poza "bezpieczny" teren i przechadzało się po trawnikach koło ścieżki dla pieszych. Siedząc przy jeziorze można oglądać całe stadka pływające przy powierzchni z wyciągniętymi łebkami, wygląda to komicznie :). Odwiedzający park mogą szukać żółwi w Stow Lake i Botanic Garden.

Jest to żółw czerwonolicy, żółw czerwonouchy (Red-Eared Slider) – podgatunek żółwia ozdobnego. Występuje w Ameryce Północnej i Ameryce Środkowej po północny zachód Ameryki Południowej. W diecie młodych osobników przeważa pokarm zwierzęcy. Wraz z wiekiem 90% osobników staje się roślinożercami. Uzupełnieniem ich diety są wodne owady, ślimaki, kijanki, raki, ryby. Pokarm muszą połykać w wodzie, gdyż z powodu braku mięśnia poruszającego językiem nie są w stanie go przesuwać. Zimuje w mule na dnie zbiorników wodnych. Gdy wygrzewa się w słońcu przyjmuje charakterystyczną pozycję rozkładając szeroko odnóża przednie, a tylne do tyłu z odwróconymi podeszwami do góry.

środa, marca 04, 2009

Pigeon Point Lighthouse

W drodze z San Francisco na południe, jadąc ponad godzinę autostradą numer 1 warto zatrzymać się nieczynnej latarni morskiej. Miejsce nosi nazwę Pigeon Point i jest bardzo urokliwe, samotna biała latarnia z dobrze zachowanymi domkami przyciąga turystów. Nazwa miejsca pochodzi od żaglowca Carrier Pigeon, który zatonął w 1853 roku roztrzaskując się o skały nieopodal tego miejsca. Po niecałych 20 latach postanowiono zbudować w na tym cyplu latarnię morską, która ostrzegała płynące statki przed niebezpieczeństwem czyhającym u brzegów Kalifornii. Latarnia służyła dobrze straży przybrzeżnej przez ponad 100 lat i zamknięto ją dopiero kilka lat temu. "Biała wieża" ma wysokość około 35 metrów i jest jedną z najwyższych w Ameryce, z tarasów widokowych w sezonie migracji wielorybów - można gołym okiem dostrzec te potężne ssaki. W Pigeon Point mieści się też hostel, który ma całkiem dobrą opinię, a lokalizacja powoduje, że czasem trudno tu o wolne miejsca. Wyobraźmy sobie pokoik z widokiem na ocean w klimacie starej latarni i domków rybackich sprzed wieku. Hostel oferuje komfortowe, niedrogie zakwaterowanie w odrestaurowanych pomieszczeniach pracowników latarni morskiej. Goście mogą wybrać współdzielone lub prywatne pokoje, w hostelu jest także przytulna kawiarenka, w pełni wyposażona kuchnia oraz darmowy internet przez WiFi i bezpłatny parking. Współdzielone pokoje w cenie: 20-24 dolary. Prywatne kwatery w cenie: 55-100 dolarów. Jeśli trafimy na dobrą pogodę co tutaj oznacza brak mgły :) - to widoki na okolice są rewelacyjne - w końcu to wybrzeże Kalifornii czyli jedno z najładniejszych na świecie.
Pigeon Point Lighthouse

wtorek, marca 03, 2009

Spring Break w TJ pod ostrzałem

Nastał okres przerwy w nauce dla studentów zwany "Spring Break", kiedy to rzesze młodych ludzi rozjeżdżają się po popularnych - rozrywkowych miejscach na Florydzie, w Arizonie, Nevadzie i Kalifornii. Żądni większych doznań i uciech - wybierają za swój cel Meksyk. Cancun i okolice zostają dosłownie "najechane". Zachodnie wybrzeże od lat wybiera się do Tijuany i Baja California - Rosarito Beach. I w związku z tym media "trąbią" cały czas o niebezpieczeństwach z tym związanych. Bardzo mocno odradzane są w tym roku wypady właśnie do przygranicznych miejscowości, a szczególnie do TJ czyli Tijuany i Rosarito Beach, gdzie toczy się bardzo brutalna wojna karteli narkotykowych, w której najbardziej cierpią niewinni ludzie. Taktyka zastraszania i atakowania "cywili" jest nową formą przemocy w wojnie karteli narkotykowych, która szczególnie gwałtownie toczy się w mieście Tijuana na granicy z Kalifornią oraz w Baja California w Meksyku. Bandy "żołnierzy" karteli otwierają ogień w kinach, restauracjach, kompleksach handlowych, barach i na ulicach. Za eskalację przemocy odpowiadać może osłabiony wojną kartel Arellano Felix, który chce zademonstrować siłom bezpieczeństwa i konkurencyjnym kartelom, że mimo porażek wciąż jest zdolny do walki. Napastnicy w kamizelkach kuloodpornych, uzbrojeni w broń automatyczną, wtargnęli niedawno do popularnego lokalu w Tijuanie i otworzyli ogień do tłumu. Zabili kobietę i czterech mężczyzn. Według policji prawdopodobnie nikt z ofiar strzelaniny nie miał powiązań z gangami narkotykowymi. Jak dotąd w toczącej się w tym roku wojnie karteli "szwadrony śmierci" polowały na członków innych gangów, a postronni widzowie ginęli tylko przypadkiem. Prezydent Meksyku Felipe Calderon wysłał od stycznia 2007 roku tysiące żołnierzy oraz oddziały policji federalnej do Dolnej Kalifornii. Wojsko pojmało kilku liderów Arellano Felix i skonfiskowało znaczne ilości narkotyków, łamiąc częściowo potęgę klanu, który wzbogacił się w latach 90. na przemycie kokainy do Kalifornii, jednego z największych rynków narkotyków na świecie. Interwencja sił rządowych nie powstrzymała jednak fali przemocy, a kartel Felix stoi prawdopodobnie za atakami na niewinne osoby. Fala morderstw popełnianych przez kartele w Meksyku nasiliła się w 2008 roku; zginęło około 5400 osób. Armia zaleca mieszkańcom Tijuany pozostawanie w domach, na ile to tylko możliwe. Wojna gangów odstraszyła zagranicznych inwestorów. Stany Zjednoczone wysłały do Meksyku setki milionów dolarów, by wspomóc sąsiada w walce z kartelami. Trzy największe gangi walczące o terytorium sięgają po przerażające środki, by prześcignąć się w przemocy i odstraszyć rywali. Ścinają głowy i ćwiartują ciała, wrzucają je do beczek z kwasem i nawet szturmują szpitale, by dobić ranne ofiary. Pierwszy poważny atak na "cywili" polegał na obrzuceniu tłumu granatami podczas święta niepodległości Meksyku w mieście Morelia. Zabito osiem osób, raniono ponad sto. Wiele powracających osób z Meksyku uważa, że informacje w mediach są mocno przesadzone i najbardziej przez to ucierpiał przemysł turystyczny. Ale nie wiadomo jak będzie wyglądała sytuacja, kiedy "zwali" się tam masa amerykańskich studentów, którzy będą łatwym celem ataków - bardzo spektakularnym i zabicie lub porwanie jakiegoś obywatela USA spowoduje wielki odwrót kapitału i turystów.