poniedziałek, października 08, 2007

jedni wracaja :) drudzy zostaja

dzien sloneczny nie zapowiadal tego cosie mialo stac :) jakies rozprezenie, wolno jakby nikomu nie chcialo sie wyjezdzac. Dzien wczesniej Pawel podjal probe prze-book-owania :) biletu ale panie chyba nie byly w stanie tego dobrze zrobic i nie udalo sie. A chlopakowi tak sie tu spodobalo... :) W hotelu nas pogonili ze juz pora sie zbierac. Wiec jeszcze szybkie zakupu w w Apple store... nie udalo sie kupic wiecej niz jednego iPhona a kolega chcial kupic .....5 (sic!) nie pozwolili, to nie. Drugi polecial szukac dodatkowej torby. Wracamy na miesjce gdzie zostawilismy samochod i .... nie ma ! Trzeba baaaardzo uwazac gdzie sie parkuje bo u nich wystarczy 3 minuty i juz towing! Turyscie latwo wpasc w cos takiego, wydawalo sie ze dobrze zaparkowalismy nawet oplacilismy parkomat tylko ze tutaj sa jakies niuanse i akurat tutaj mogly zatrzymywac sie furgonetki (tylko ja o tym nie wiedzialem dopiero pami ze sklepu obok mi to powiedziala a sladow na chodnikach i znakow nie bylo potem okazalo sie ze parkoam ma czerwony pasek ale skad ja to mialem wiedziec hehe) Co dalej... dzwonie na telefon a tam automat mnie kieruje pod jakis adres... dobra mamy 2 godz do odlotu co juz w tym momencie bylo too late :) Taxi i jedziemy na podany adres, to tutaj, pozostaje zaplecic 240 usd !!! i odzyskalismy samochod. Ruszamy na lotnisko. Tam koledzy postanowili wypelnic karteczki na bagaz ... co trwalo chwilke :) podchodzimy do pani a tu okazuje sie ze za pozno. Pozostale godziny to dzwonienie i szukanie opcji powrotnych. Zeby nie bylo ze za malo to pani nadaje bagaz do Dallas a chlopakom bilety :) Udaje sie szubko zauwazyc blad hehe . Siedze sobie sam cwilke na lotnisku, smutno sie zrobilo. Dzwonie do Piotra w SF czy ma czasik wieczorem ufff ma :) Piwko. A w tym czasie sms-y od znajomych ze ich samolot sie zepsol i maja kilka godzin w plecy.... Ja spalem a oni w Chicago czekali na stand by ... udalo sie.