Opuszczamy Vieux Montreal i kierujemy się do sąsiadującej ze starówką międzynarodowej dzielnicy Quartier International. Krajobraz zmienia się, stare kamienice powoli zastępują wysokie budynki ze stali szkła. Jesteśmy w centrum biznesowym Montrealu. Chodzimy już trochę i wypadałoby coś zjeść i napić się czegoś ciepłego. Koło nas wyrasta gigantyczna budowla Centre de Commerce Mondial, nie wygląda zbyt nowocześnie, a raczej monumentalnie.
Kierujemy się na północ i po chwili zauważam wejście do tego ogromnego kompleksu. Nad drzwiami wisi logo RESO z mała strzałeczką. Jest to wejście do ... podziemnego miasta. Skądś już to znamy hmm... z Toronto :). Wygląda na to, że Montreal zafundował sobie coś podobnego. Cały system przejść podziemnych łączy większość budynków w obrębie centrum, można przemieszczać się podziemiami bez potrzeby wychodzenia na powierzchnię. Pasaże połączone są też ze stacjami metra - co powoduje, że nie trzeba przejmować się pogodą na zewnątrz. Budynek do którego weszliśmy to World Trade Center czyli Światowe Centrum Handlu - w podziemiach trafiliśmy na szereg butików i ogromną sale z restauracjami. Na froncie witał nas kawał muru Berlińskiego i rzędy dziwacznie poprzebieranych sztucznych Świętych Mikołajów. Nad nami strzeliste łuki ze szkła osłaniały ogromną fontannę z posągiem żony Posejdona, czuło się tutaj przepych i dostojność.
Wychodząc z drugiej strony znaleźliśmy się na Square Victoria z secesyjnie okratowanym wejściem do metra. Skwer otaczają stare neorenesansowe budynki. W ulotce jaką znalazłem widziałem ciekawą kolorową fasadę i koniecznie chciałem się tam dostać, musieliśmy obejść centrum handlowe, ale tym razem na zewnątrz. Po chwili byliśmy na Place Riopelle, gdzie mieści się Montreal Convention Center, która przyciąga turystów swoim oryginalnym wyglądem. Przednia fasada pokryta jest prostokątami w różnych pastelowych kolorach, przy odpowiednim padaniu promieni słonecznych cały pobliski park mieni się tęczowo. Może nie bardzo pasuje to do okolicy, ale przecież zawsze jakiś rozświetlający element przyda się dla urozmaicenia szarości dnia :).
Z daleka wypatrzyliśmy wrota do chińskiej dzielnicy - Quartier Chinos, miejsce nie przypomina znanych nam chinatown i w swoim wzornictwie jest bardzo konserwatywne. Duże rozczarowanie dla osób spodziewających się uliczek Szanghaju :). Następny cel to downtown - śródmieście Montrealu. W oddali widać już wysokie drapacze chmur, to miejsce wygląda już "po amerykańsku". Przecinamy szeroką i bardzo stromą ulicę Univerity i już po chwili jesteśmy w samym środku "studni" otoczeni przez wieżowce. Perłą w panoramie miasta jest niewątpliwie Atrium Le 1000 - 205 metrowy budynek z czynnym cały rok ogromnym lodowiskiem wewnątrz. Wychodząc z atrium, wschodzimy na szeroki podest, który prowadzi ruchliwymi ulicami i ciągnie się do Palce du Canada. Z tarasu rewelacyjnie widać całe śródmieście. - z całego szeregu wieżowców szczególnie wyróżnia się Sun Life Building, niegdyś największy budynek w całym Imperium Brytyjskim, wybudowany w 1918 roku reprezentować miał siłę anglo-saxońskiej władzy.
Na ogromnym Square Dorchester i Place du Canada znajdziemy trochę przestrzeni i drzew. Teraz wszystko pokryte śniegiem, ale już za kilka miesięcy będzie tu z powrotem zieleń... Parki zdobią pomniki upamiętniające wygrane wojny i sławne postacie - głównie brytyjskie :). Ale główną atrakcją tego miejsca jest przykuwająca wzrok wielka Bazylika Najświętszej Marii Panny Królowej Świata - i jeśli ktoś był w Watykanie - nie oprze się wrażeniu, że już gdzieś widział taki budynek :). Tak - jest to prawie replika Bazyliki Św. Piotra, gdzie zamiast posągów apostołów - mamy posągi patronów parafii. Wnętrza wyglądają też imponująco, ale daleko im do Watykańskiego oryginału.
Po przeciwległej stronie Placu znajduje się malutki wiktoriański kościół St. George Anglican Church zbudowany w 1870 roku. Obok mamy urokliwą XIX wieczną stację Windsor, idealnie komponującą się z otoczeniem. Niedaleko od tego miejsca stoi potężny gmach Centre Bell - siedziba drużyny hokejowej Montreal Canadiens, tutaj też odbywają się duże imprezy i koncerty. W tym miejscu - wysokie budynki powoli zanikają i teren stopniowo łagodnieje, chcemy zrobić mały łuk i wrócić do śródmieścia słynną handlową ulicą Ste-Catherine pełną sklepów i restauracji. Tutaj robi się tłoczno i postanawiamy wstąpić po centrum handlowego. Kilka pięter i podziemny system miejski RESO - robią z tego miejsca gigantyczne mrowisko, trudno się swobodnie przemieszczać, całe jedno piętro to „gwarna stołówka" – (Food Court), gdzie mieszają się wszystkie zapachy, języki... po prostu hałas. Odnieśliśmy wrażenie, że tłumy głodnych Montrealczyków oblężyło to miejsce... trzeba uciekać :). Na zewnątrz jest przyjemniej, trudno - posilimy się - w innym miejscu - nie umiem sobie wyobrazić jedzenia w takich warunkach.
Po chwili zatrzymujemy się przy budynkach Laurential Bank Tower, przed wejściem fotografujemy się z rzeźbą przedstawiającą kłębiący się tłum ludzi (niektórzy skaczą sobie do gardeł) - czyli tak jak w normalnym życiu :). Figury wydają się być zrobione z alabastru, a odbijające się promienie południowego słońca rozjaśniają je jeszcze bardziej. Wychodzimy na McGill College Avenue, która wygląda czarująco pomimo wielkich witryn sklepowych, świetnie nadawałaby się na deptak. W tle świetnie widać górujące nad miastem wzgórze Mont Royal. Spacerujemy między wieżowcami podziwiając architekturę i w końcu wracamy na ulicę Św. Katarzyny, która wiedzie nas do następnego kościoła Christ Church Cathedral wybudowanego w XIX wieku i wciśniętego pomiędzy wielkie budynki, które niestety całkiem dobrze go zasłaniają :).
Kilka metrów dalej znajduje się Square Phillips, jedno z najstarszych miejsc w Montrealu, w tym miejscu swoje budynki miały pierwsze sklepy w mieście min Hudson Bay Company. Gwar powoli ucicha, a to oznacza że oddalamy się od śródmieścia, zerkam na mapę i okazuje się, że jesteśmy w Quartier des Spectacles, dzielnicy sztuki. Z całego kompleksu budynków wyróżnia się okrągłe Muzeum Sztuki Współczesnej całkowicie poświęcone sztuce nowoczesnej. Wielkością nie imponuje, a architekt projektujący to miejsce chyba też do wybitnych nie należał :). Idąc dalej na wschód docieramy do Quartier Latin utrzymane w lekko hipisowskim klimacie - dziwne domy, murale na ogromnych ścianach i sporo dziwnych sklepików.
Skręcamy na południe w okolicach wielkiej Biblioteki Narodowej i Kompleksu Budynków Montrealskiego Uniwersytetu UQAM, które to miejsca nie są specjalnie atrakcyjne wizualnie. Zrobiliśmy dużą pętle i docieramy na Starówkę od drugiej strony, przy Rue Berri na wprost Square Vigor mijamy ładny zameczek, przypominający wyglądem fragment Zamku Fronternac w Quebec City, przyjemne dla oka miejsce. Mamy jeszcze czas do zachodu słońca i możemy spokojnie pospacerować po brukowanych uliczkach starego miasta, jest przyjemna atmosfera, ludzie uśmiechnięci i brakuje tylko gwarnych kafejek na uliczkach, ale na to trzeba poczekać do wiosny. Idąc Rue Saint-Paul wychodzimy na Place d'Youville ze szpiczastym obeliskiem fundatorów miasta. Na środku placu stoi ładny stylowy budynek, podobno przerobiony z remizy strażackiej, a teraz to Muzeum Historii Montrealu. Idąc w stronę portu odwiedzamy Muzeum Archeologii i Historii - budynek mieści się na rogu ulic, co czyni go podobnym do żelazka, trochę dziwaczny z wieżą przeciętą na pół i nowoczesną architekturą - nawet całkiem fajnie zlewa się ze starymi kamieniczkami.
Wracamy trochę zmęczeni przez port i sztuczne lodowisko zrobione na zamkniętym fragmencie przystani. Parking za cały dzień wyniósł nas tylko 8 dolarów, z czego byłem wielce rad. Ruszamy dalej w stronę Parku Olimpijskiego, jest to dość blisko, ale nie na tyle żeby przejść ten odcinek na piechotę. Charakterystyczna Stade Olympique, czyli wielki stadion z podnoszoną kopułą (która z powodów technicznych nie jest podnoszona od lat) -widać daleka, ale sporym problemem jest znalezienie miejsca parkingowego. Wjazd do środka płatny - srogo - parking tutaj nie ma sensu. W końcu udaje się zatrzymać w okolicach parku i tylko przejść przez ulice. Atrakcją jest tutaj wjazd na pochyloną wieżę, z której mamy świetną panoramę miasta. U podnóża mieści się Montreal Biodome z muzeum przyrodniczym, które ma sale z czterema ekosystemami. Słońce gaśnie za horyzontem, miasto przygotowuje się do nocy. Latarnie rozświetlają uliczki, a reflektory kierują swoje promienie na fasady kościołów i zamków. Jest pięknie i nie ma znaczenia, że jest zima - w Montrealu zawsze jest ładnie...
Kierujemy się na północ i po chwili zauważam wejście do tego ogromnego kompleksu. Nad drzwiami wisi logo RESO z mała strzałeczką. Jest to wejście do ... podziemnego miasta. Skądś już to znamy hmm... z Toronto :). Wygląda na to, że Montreal zafundował sobie coś podobnego. Cały system przejść podziemnych łączy większość budynków w obrębie centrum, można przemieszczać się podziemiami bez potrzeby wychodzenia na powierzchnię. Pasaże połączone są też ze stacjami metra - co powoduje, że nie trzeba przejmować się pogodą na zewnątrz. Budynek do którego weszliśmy to World Trade Center czyli Światowe Centrum Handlu - w podziemiach trafiliśmy na szereg butików i ogromną sale z restauracjami. Na froncie witał nas kawał muru Berlińskiego i rzędy dziwacznie poprzebieranych sztucznych Świętych Mikołajów. Nad nami strzeliste łuki ze szkła osłaniały ogromną fontannę z posągiem żony Posejdona, czuło się tutaj przepych i dostojność.
Wychodząc z drugiej strony znaleźliśmy się na Square Victoria z secesyjnie okratowanym wejściem do metra. Skwer otaczają stare neorenesansowe budynki. W ulotce jaką znalazłem widziałem ciekawą kolorową fasadę i koniecznie chciałem się tam dostać, musieliśmy obejść centrum handlowe, ale tym razem na zewnątrz. Po chwili byliśmy na Place Riopelle, gdzie mieści się Montreal Convention Center, która przyciąga turystów swoim oryginalnym wyglądem. Przednia fasada pokryta jest prostokątami w różnych pastelowych kolorach, przy odpowiednim padaniu promieni słonecznych cały pobliski park mieni się tęczowo. Może nie bardzo pasuje to do okolicy, ale przecież zawsze jakiś rozświetlający element przyda się dla urozmaicenia szarości dnia :).
Z daleka wypatrzyliśmy wrota do chińskiej dzielnicy - Quartier Chinos, miejsce nie przypomina znanych nam chinatown i w swoim wzornictwie jest bardzo konserwatywne. Duże rozczarowanie dla osób spodziewających się uliczek Szanghaju :). Następny cel to downtown - śródmieście Montrealu. W oddali widać już wysokie drapacze chmur, to miejsce wygląda już "po amerykańsku". Przecinamy szeroką i bardzo stromą ulicę Univerity i już po chwili jesteśmy w samym środku "studni" otoczeni przez wieżowce. Perłą w panoramie miasta jest niewątpliwie Atrium Le 1000 - 205 metrowy budynek z czynnym cały rok ogromnym lodowiskiem wewnątrz. Wychodząc z atrium, wschodzimy na szeroki podest, który prowadzi ruchliwymi ulicami i ciągnie się do Palce du Canada. Z tarasu rewelacyjnie widać całe śródmieście. - z całego szeregu wieżowców szczególnie wyróżnia się Sun Life Building, niegdyś największy budynek w całym Imperium Brytyjskim, wybudowany w 1918 roku reprezentować miał siłę anglo-saxońskiej władzy.
Na ogromnym Square Dorchester i Place du Canada znajdziemy trochę przestrzeni i drzew. Teraz wszystko pokryte śniegiem, ale już za kilka miesięcy będzie tu z powrotem zieleń... Parki zdobią pomniki upamiętniające wygrane wojny i sławne postacie - głównie brytyjskie :). Ale główną atrakcją tego miejsca jest przykuwająca wzrok wielka Bazylika Najświętszej Marii Panny Królowej Świata - i jeśli ktoś był w Watykanie - nie oprze się wrażeniu, że już gdzieś widział taki budynek :). Tak - jest to prawie replika Bazyliki Św. Piotra, gdzie zamiast posągów apostołów - mamy posągi patronów parafii. Wnętrza wyglądają też imponująco, ale daleko im do Watykańskiego oryginału.
Po przeciwległej stronie Placu znajduje się malutki wiktoriański kościół St. George Anglican Church zbudowany w 1870 roku. Obok mamy urokliwą XIX wieczną stację Windsor, idealnie komponującą się z otoczeniem. Niedaleko od tego miejsca stoi potężny gmach Centre Bell - siedziba drużyny hokejowej Montreal Canadiens, tutaj też odbywają się duże imprezy i koncerty. W tym miejscu - wysokie budynki powoli zanikają i teren stopniowo łagodnieje, chcemy zrobić mały łuk i wrócić do śródmieścia słynną handlową ulicą Ste-Catherine pełną sklepów i restauracji. Tutaj robi się tłoczno i postanawiamy wstąpić po centrum handlowego. Kilka pięter i podziemny system miejski RESO - robią z tego miejsca gigantyczne mrowisko, trudno się swobodnie przemieszczać, całe jedno piętro to „gwarna stołówka" – (Food Court), gdzie mieszają się wszystkie zapachy, języki... po prostu hałas. Odnieśliśmy wrażenie, że tłumy głodnych Montrealczyków oblężyło to miejsce... trzeba uciekać :). Na zewnątrz jest przyjemniej, trudno - posilimy się - w innym miejscu - nie umiem sobie wyobrazić jedzenia w takich warunkach.
Po chwili zatrzymujemy się przy budynkach Laurential Bank Tower, przed wejściem fotografujemy się z rzeźbą przedstawiającą kłębiący się tłum ludzi (niektórzy skaczą sobie do gardeł) - czyli tak jak w normalnym życiu :). Figury wydają się być zrobione z alabastru, a odbijające się promienie południowego słońca rozjaśniają je jeszcze bardziej. Wychodzimy na McGill College Avenue, która wygląda czarująco pomimo wielkich witryn sklepowych, świetnie nadawałaby się na deptak. W tle świetnie widać górujące nad miastem wzgórze Mont Royal. Spacerujemy między wieżowcami podziwiając architekturę i w końcu wracamy na ulicę Św. Katarzyny, która wiedzie nas do następnego kościoła Christ Church Cathedral wybudowanego w XIX wieku i wciśniętego pomiędzy wielkie budynki, które niestety całkiem dobrze go zasłaniają :).
Kilka metrów dalej znajduje się Square Phillips, jedno z najstarszych miejsc w Montrealu, w tym miejscu swoje budynki miały pierwsze sklepy w mieście min Hudson Bay Company. Gwar powoli ucicha, a to oznacza że oddalamy się od śródmieścia, zerkam na mapę i okazuje się, że jesteśmy w Quartier des Spectacles, dzielnicy sztuki. Z całego kompleksu budynków wyróżnia się okrągłe Muzeum Sztuki Współczesnej całkowicie poświęcone sztuce nowoczesnej. Wielkością nie imponuje, a architekt projektujący to miejsce chyba też do wybitnych nie należał :). Idąc dalej na wschód docieramy do Quartier Latin utrzymane w lekko hipisowskim klimacie - dziwne domy, murale na ogromnych ścianach i sporo dziwnych sklepików.
Skręcamy na południe w okolicach wielkiej Biblioteki Narodowej i Kompleksu Budynków Montrealskiego Uniwersytetu UQAM, które to miejsca nie są specjalnie atrakcyjne wizualnie. Zrobiliśmy dużą pętle i docieramy na Starówkę od drugiej strony, przy Rue Berri na wprost Square Vigor mijamy ładny zameczek, przypominający wyglądem fragment Zamku Fronternac w Quebec City, przyjemne dla oka miejsce. Mamy jeszcze czas do zachodu słońca i możemy spokojnie pospacerować po brukowanych uliczkach starego miasta, jest przyjemna atmosfera, ludzie uśmiechnięci i brakuje tylko gwarnych kafejek na uliczkach, ale na to trzeba poczekać do wiosny. Idąc Rue Saint-Paul wychodzimy na Place d'Youville ze szpiczastym obeliskiem fundatorów miasta. Na środku placu stoi ładny stylowy budynek, podobno przerobiony z remizy strażackiej, a teraz to Muzeum Historii Montrealu. Idąc w stronę portu odwiedzamy Muzeum Archeologii i Historii - budynek mieści się na rogu ulic, co czyni go podobnym do żelazka, trochę dziwaczny z wieżą przeciętą na pół i nowoczesną architekturą - nawet całkiem fajnie zlewa się ze starymi kamieniczkami.
Wracamy trochę zmęczeni przez port i sztuczne lodowisko zrobione na zamkniętym fragmencie przystani. Parking za cały dzień wyniósł nas tylko 8 dolarów, z czego byłem wielce rad. Ruszamy dalej w stronę Parku Olimpijskiego, jest to dość blisko, ale nie na tyle żeby przejść ten odcinek na piechotę. Charakterystyczna Stade Olympique, czyli wielki stadion z podnoszoną kopułą (która z powodów technicznych nie jest podnoszona od lat) -widać daleka, ale sporym problemem jest znalezienie miejsca parkingowego. Wjazd do środka płatny - srogo - parking tutaj nie ma sensu. W końcu udaje się zatrzymać w okolicach parku i tylko przejść przez ulice. Atrakcją jest tutaj wjazd na pochyloną wieżę, z której mamy świetną panoramę miasta. U podnóża mieści się Montreal Biodome z muzeum przyrodniczym, które ma sale z czterema ekosystemami. Słońce gaśnie za horyzontem, miasto przygotowuje się do nocy. Latarnie rozświetlają uliczki, a reflektory kierują swoje promienie na fasady kościołów i zamków. Jest pięknie i nie ma znaczenia, że jest zima - w Montrealu zawsze jest ładnie...