piątek, maja 30, 2008

Kruk

„Świadomość jaźni jest największą przeszkodą w wykonywaniu wszystkich fizycznych akcji." „Nigdy nie obawiaj się następnego rywala, bez względu jak wielki. Nigdy nie pogardzaj następnym rywalem, bez względu jak mały."

Bruce Lee oraz Brandon Lee… tragiczne losy ojca i syna… klątwa nad mężczyznami w tej rodzinie już od kilku pokoleń była prawdą… Mimo próby oszukania losu poprzez początkowe nadanie żeńskiego imienia Fon Sai (Mały Fenix) przyszłemu mistrzowi Kung Fu, aby demony nie mogły go odnaleźć – nie powiodło się… przeznaczenie… Bruce zmarł w wieku 32 lat, jego syn 28 lat… Obaj pochowani zostali w Seattle…

Bruce Lee – najwybitniejszy współczesny mistrz sztuk walki, świetny aktor, legenda… urodzony 27 listopada 1940 roku w San Francisco, w chińskim roku smoka, stąd jego przydomek Long Siu – Mały Smok. Amerykańskie imię Bruce otrzymał dzięki sugestii pielęgniarki ze szpitala, w którym się urodził, dla ułatwienia formalności życia w USA. Rodzice byli śpiewakami operowymi, kiedy Bruce miał kilka lat postanowili wyjechać do Hong Kongu, gdzie mogli mieć lepsze zarobki niż w Stanach. Mały Bruce zagrał w filmie mając 6 lat. Chłopiec interesował się tańcem, był tak dobry, że niedługo potem został mistrzem tańca cha-cha na turnieju w Hong Kongu. Taniec wyrobił w nim płynność ruchów, którą zawsze demonstrował podczas walki. Ojciec Bruce'a namawiał go na sztuki walki, bo sam był fanatykiem zdrowia i rozwoju duchowego, jednak chłopiec zainteresował się tym dopiero, gdy został pobity kiedy wracał ze szkoły. Jego wybór padł na Kung Fu, gdyż Tai Chi, uważał za zbyt powolne i za mało nastawione na walkę. Bruce trenował ten rodzaj walki przez kilka lat. W tym czasie zmienił się nie tylko fizycznie, ale i umysłowo, ze względu na filozoficzne aspekty Kung Fu. Gdy miał kilkanaście lat wstąpił do młodzieżowego gangu. Szybko stał się jego przywódcą. Wiele lat później powiedział: „Gdybym nie został gwiazdorem filmowym, z pewnością byłbym gangsterem". W wieku 18 lat sam zaczął tworzyć efektywny styl walki, jego celem było wyeliminowanie elementów zaskoczenia w sytuacjach obrony – nazwał go Jeet Kune Do, można to tłumaczyć jaką Drogę Przechwytującej Pięści lub Sposób przechwycenia Pięści. Ze względu na amerykańskie prawo zwyczajowe, według którego osoby urodzone w USA, które tu również osiągnęły pełnoletność, nabywają obywatelstwo amerykańskie oraz aby uniknąć kontaktu z wymiarem sprawiedliwości ze względu na częsty udział w ulicznych bójkach, rodzice pod koniec 1958 roku wysłali Bruce'a do USA. Przez kilka miesięcy przebywał u znajomych ojca w San Francisco a później przeniósł się do Seattle. Tutaj zarabiał na utrzymanie jako nauczyciel tańca, pomywacz, kelner... Wieczorami mimo zmęczenia uczył się angielskiego oraz trenował Kung Fu. W wieku 23 lat rozpoczął studia filozoficzne na Uniwersytecie w Seattle. W tym czasie zarabiał na życie udzielając lekcji chińskiego, Kung Fu i tańca cha-cha. Wśród jego uczniów sztuk walki była 19-letnia blondynka, studentka medycyny szwedzkiego pochodzenia Linda Emery, jego późniejsza żona, z która niedługo później miał syna Brandona i córkę Shannon. W 1964 roku Bruce zrezygnował ze studiów, aby prowadzić dwie szkoły sztuk walki. Instytut Jun Fan Gung Fu w Oakland oraz Seattle, które świetnie prosperowały. Jednak był problem… Starszyzna chińskiej dzielnicy San Francisco nie chciała pozwolić na naukę nie-Azjatów i odkrywanie przed nimi tajemnic sztuk walki. Doszło do pojedynku, Bruce go wygrał, ale nie bez trudu… najważniejsze, ze nie musiał zamykać szkół! Po tym zdarzeniu jego zamiłowanie do sztuk walki zmieniło się niestety w fanatyzm, przesadzał z treningami, zbyt wiele wymagał od swojego drobnego mierzącego 171 cm wzrostu ciała… Próbował gry w serialach, min. Jako Kato w „Zielonym Szerszeniu" (na podobieństwie Batmana) z czarną maska na twarzy, bowiem producenci nieco obawiali się ekspozycji orientalnego aktora jak na tamte czasy. Okazało się, ze miał więcej wielbicieli, niż główny bohater serialu. Niestety po 30 odcinkach zakończono emisję w USA. Na dowód, że Lee przesadzał z treningami, w 1970 roku podczas podnoszenia ciężarów, bez prawidłowej rozgrzewki Lee doznał kontuzji nerwu krzyżowego… skończyło się to kilkumiesięcznym pobytem w szpitalu i chronicznym bólem już do końca… I znowu zwrot w jego życiu… Okazało się, że serial „Zielony Szerszeń" – „Green Hornet" zakupiła telewizja w Hong Kongu, zmieniono tytuł na „Show Kato" gdzie odniósł ogromny sukces, a Bruce stał się gwiazdą. Sława i podpisanie filmowego kontraktu dały mu tez oczekiwane pieniądze. Materialną nagrodą za wysiłki był dla niego zakupiony Mercedes 350 SL (rejestracja AX 6521), w tej chwili samochód bardzo kultowy…Bruce postanowił zostać reżyserem, producentem i aktorem w filmie wyłącznie jego projektu „Way of the Dragon", kolejnym filmem miał być „Enter the Dragon" ( premiery się już nie doczekał…) Niestety zaczęły się coraz poważniejsze problemy ze zdrowiem, 10 maja 1973 roku w trakcie kręcenia nagrywania dźwięku do uprzednio nakręconego obrazu Bruce Lee stracił przytomność, miał problemy z oddychaniem, konwulsje, zaniki mowy… Diagnoza - obrzęk mózgu, nadmiar płynu otaczającego mózg. Lee przeczuwał, że ma mało czasu i jeszcze więcej od siebie wymagał…20 lipca 1973 roku pojechał do aktorki Betty Ting-Pei, która grała główną rolę żeńską w filmie „Gra śmierci". Tam skarżył się na ból głowy, więc otrzymał lek Equagesic… i zapadł w śpiączkę. Reanimacja nie powiodła się… zmarł. Według oficjalnych informacji zgon nastąpił na skutek obrzęku mózgu spowodowanego przez pomieszanie środków przeciwbólowych z odurzającymi i alkoholem, lub uczulenie na jeden ze składników środka przeciwbólowego. Do dziś jego śmierć pozostaje zagadką. Jest wiele teorii, min. taka, że do śmierci przyczynili się niezadowoleni z poczynań Bruce'a triady czy mnisi z klasztoru Shaolin, którzy to mieli zabić go "ciosem wibrującej pięści". Bruce Lee miał dwa pogrzeby. Pierwszy - chiński w Hongkongu i drugi - zachodni w USA. Jego prochy spoczywają w chińskiej części cmentarza Lakeview Cementary w Seattle, pod nagrobkiem w kształcie otwartej księgi, której strony nawiązują do propagowanej przez niego nowej koncepcji sztuki walki - Jeet Kune Do.

Na cmentarzu w Seattle jest drugi grób… syna Brandona Lee. Obiecującego młodego aktora, który pragnął być sławny z powodu własnego talentu, a nie ze względu na to kim był jego ojciec. Brandon również ćwiczył sztuki walki, miał w końcu w domu mistrza… kochał go i podziwiał… Po śmierci Bruce'a Linda wyjechała z dziećmi Brandonem i Shannon do Los Angeles, chciała być z dala od medialnego rozgłosu, dać dzieciom zwyczajne dzieciństwo. Jednak szczęście trwało krótko. Linda straciła męża, a teraz jeszcze jedynego syna… czy to był kolejny przypadek? Czy nie jest zbyt wiele tych zbiegów okoliczności dla tej rodziny?

W swoim życiu Brandon zagrał w kilku filmach, jednak dopiero rola w „Kruku" miała być przełomem w jego karierze aktorskiej… i była w sposób tragiczny. Został śmiertelnie postrzelony w brzuch na planie filmu „The Crow" – „Kruk", podobno przez niedopatrzenie przy załadowaniu magazynku w broni, gdzie została prawdziwa amunicja… wszystko to warte życie ludzkie. Nie wiadomo do końca co się stało z taśmą filmową z tej sceny, są wersje, że została zniszczona jak i że przekazano ją rodzinie jako materiał dowodowy w śledztwie. Całe zajście oficjalnie uznano za wypadek, nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności za śmierć aktora. Interesujący i zaskakujący jest fakt, ze postać grana kiedyś przez Bruce'a w „Grze śmierci" została zabita w podobny sposób… Teraz ojciec i syn są razem… może to PRZEZNACZENIE…

„Pustka jest tym, co znajduje się miedzy TYM a TAMTYM. Pustka zawiera wszystko, nie ma przeciwieństwa. Niczego nie wyklucza, niczemu nie przeczy. To jest żyjąca pustka ponieważ wywodzą się z niej wszystkie formy. I każdy, kto te pustkę zrozumie będzie NATCHNIONY ŻYCIEM, siłą i miłością do wszystkiego."

Odwiedziliśmy groby Bruce Lee i Brandona Lee, słońce zachodziło i kładło ciepłe kolory na groby gdy czarny kruk zatoczył koło nad nagrobkami ...

Bruce Lee
...

Let Jimi take over...

"When the power of love overcomes the love of power, the world will know peace." Kiedy siła miłości przezwycięży miłość do siły, świat pozna pokój. (…) Wszystko mogę wytłumaczyć lepiej poprzez muzykę. Hipnotyzuję ludzi, aż dochodzą oni do podstawowego stanu, a gdy osiągnę moment największej słabości, mogę przemówić do ich podświadomości i wmówić im, co chcę (…) Naszą muzykę można porównać do słoika dżemu. Wszystko jest w niej dokładnie wymieszane."

James Marshall Hendrix znany jako Jimi Hendrix (ur. 27 listopada 1942, zm. 18 września 1970) - rodowity mieszkaniec Seattle, szokujący "dziki" muzyk, geniusz gitary elektrycznej - niepowtarzalny i nieprzewidywalny. Naśladujący gitarą wszystkie dźwięki - łkanie, płacz, śmiech, skowyt czy odgłosy wojny… Niedościgniony wzór artystycznego luzu i talentu dla innych muzyków, amerykański gitarzysta, wokalista, kompozytor rockowy najczęściej wiązany ze stylami acid rock, psychodeliczny rock, blues rock i jazz rock. Hendrix był jednym z najwybitniejszych gitarzystów i w ogóle instrumentalistów rockowych. Jako pierwszy wykorzystał unikalne techniki gry na gitarze elektrycznej. Już jako nastolatek postanowił, że będzie wierny swojej miłości do muzyki… Nie przeszkadzało mu to, że jest leworęczny, jak i to, że jego pierwsza gitara za pięć dolarów w prezencie od ojca, była nienajlepszej jakości, najważniejsze, że chciał grać…

Jimi Hendrix ma fanów na całym świecie, min. Paul Allen, jeden z dwóch założycieli Microsoft, jest jego wielkim i wiernym wielbicielem! Aby uczcić pamięć swojego idola, w czerwcu 2004 roku otworzył ekspozycję w gmachu Experience Music Project, oraz Galerię Sławy Science Fiction gdzie można zobaczyć sceniczne kostiumy, gitary, wzmacniacze, efekty gitarowe, manuskrypty tekstów Jimiego Hendrixa.

Znany utwór "Hey, Joe", moim zdaniem o słabej i ponurej treści, tylko dzięki Hendrixowi odżył, miał już przecież przynajmniej kilka wersji wcześniej, ale dopiero kiedy nagrał go Jimi, zyskał popularność - to właśnie jest przykład mocy jaką miał muzyk. Hendrix, który na scenie demolował wzmacniacze i podpalał gitary różnił się od Hendrixa prywatnie, po koncercie… Ludzie, którzy zdążyli go poznać, wspominali go jako pełnego uroku, ciepłego człowieka. Jest zresztą mnóstwo nagrań, w których pokazał swoje drugie, delikatne i wrażliwe oblicze…

Niestety, wspaniale zapowiadającą się karierę przerwała niespodziewana śmierć artysty. Miał niecałe 28 lat… Niestety okoliczności śmierci Jimiego były i są nadal trudne do ustalenia. Jako przyczynę śmierci podano inhalację wymiotów spowodowaną odurzeniem barbituranami. Stwierdzono jednak tylko śladowe ilości Seconalu i amfetaminy. Podczas oględzin Jimiego nie stwierdzono żadnych śladów po strzykawakach. Policja i załoga karetki stwierdzili po przybyciu, że Jimi już nie żył. Drzwi do apartamentu były otwarte i oprócz Jimiego nikogo tam nie było. . Obalono tezę o samobójstwie, gdzie poszlaką był jedynie smutny wiersz znaleziony w jego pokoju, a dawka 9 tabletek nasennych według lekarzy też nie została zakwalifikowana jako dawka śmiertelna, zwłaszcza, że przy Jimim znaleziono opakowanie z 45 tabletkami. Gdyby chciał popełnić samobójstwo wziąłby znacznie więcej dla pewności. Do tej pory jest to zagadka. Spekulowano nawet wokół wątku morderstwa. Teoria ta wydaje się odważna, jednak faktem jest, że mieszkanie nowojorskie Jimiego w Greenwich Village zostało splądrowane i ukradziono sporo taśm, przedmiotów osobistych Jimiego oraz nieokreśloną liczbę wierszy, z których część szybko znalazła się na aukcjach. Media wylansowały opinię, że muzyk zmarł wskutek przedawkowania heroiny i niestety taka opinia najszybciej dotarła do Polski. Tymczasem nie było śladów ukłuć, ani znaleziono przy nim strzykawki. Wiele wskazuje na to, że informacje o silnym uzależnieniu Hendrixa od heroiny były przesadzone, prawdą jest natomiast to, że był uzależniony od środków nasennych, które brał często i w dużych ilościach, o czym świadczą recenzje z koncertów. Spekulacje już tutaj nic nie pomogą…

Dla Hendrixa na płycie nagrobkowej wyryto gitarę stratocaster… chociaż on inaczej patrzył na śmierć, nie bał się jej… zapytany parę miesięcy wcześniej przez Jane de Mendelssohn z International Times: "A śmierć. Czy niepokoi cię?" Odpowiedział: "Wcale. Przechodzimy przez to tylko tutaj, gdzie nie jesteś jeszcze uważany za człowieka. Twoje ciało jest zaledwie fizycznym opakowaniem, które niesie cię z jednego miejsca w drugie byś nie popadł w duże kłopoty. Więc masz to podrzucone ciało i musisz je obnosić, pielęgnować i ochraniać i tak dalej, ale jak to ciało wyczerpie się, możesz wpaść w wiele innych scen, które są nawet większe. (...) Ludzie, którzy boją się śmierci, to kompletny przypadek braku bezpieczeństwa. Oto dlaczego świat dzisiaj się rozpieprza, ponieważ ludzie skupiają się za bardzo na tym co widzą, a nie na tym co czują."


F O T K I
...