••• Death Valley (Death Valley Junction, Zabriskie point, Furnace Creek, Badwater, Artist Palette, Titus Canyon) •••
środa, listopada 28, 2007
Day 4. Death Valley Expedition.
Dzien 4 i wstajemy powoli. Noc w hotelu z lazienka zregenerowala nas dobrze. Wypoczeci z nowa energia ruszamy w droge. Na zewnatrz hotelu stoi wielka krowa :) nie wiem dlaczego i po co. Pomnik krowy ? Rozbawilo mnie to mocno. Ustalamy cel na dzisiaj. Bedzie nim centralna czesc doliny. Typowo turystyczna gdzie spodziewamy sie natknac na masy ludzi. Teren wokolo hotelu milo mnie zaskakuje. Widok gor i pustynia u podnuza a na niej prosta jak kreska droga ktorej konca nie widac. Ruszamy i za niecala mile mijamy granice z California :) Nie bylem swiadom ze hotel jest na samej granicy. Pierwszy samochod w konwoju informuje nas ze po jego prawej stronie jest jakies "strzelanie" i skreca gwaltownie. Ruszamy za nim nie bardzo wiedzac o co chodzi. Docieramy przez piaskowa droge to tego miejsca... zjawisko dosc osobliwe, na srodku pustyni ustawione domki jak w westernie a za nimi tarcze strzelnicze. Wokolo krzataja sie ludzie ubrani w stroje z epoki dzikiego zachodu. Rewolwerowcy. Przyjmuja nas milo i chetnie dziela sie iformacjami na swoj temat. To jest SASS czyli pasjonaci sigle action shooting. Klasyczne colty i strzelby. Urzadzaja sobie zawody w strzelaniu na czas itp. Przy nas "wystrzelali" ladna melodyjke z rewolwerow :) Popatrzylismy i czas sie zbierac. Pierwsze slynne miejsce na ktore natrafiamy po drodze to Zabriskie Point. Teraz jest zima i temperatura jest umiarkowana. Bylem juz tu latem gdzie doswiadczylem poteznych upalow. Niesamowite widoki. Tylko zdjecia potrafia oddac to co widzimy. Opuszczamy ten urokliwy zakatek ziemi. Nastepne miejsce to Furnace Creek . Miejsce wyglada jak oaza pelna palm na srodku pustyni. Zatrzymujemy sie na campingu. Szybkie sniadanie i stwierdzamy ze warto tu zostac na noc. Jeszcze nie ma poludnia wiec czasu jest sporo. Peter z pierwszym wozem konwoju zostaje na miesjcu, my ruszamy do Badwater . Najniżej położony punkt w ameryce polnocnej znajduje się 86 m ponizej poziomu morza. Na skalach nad punktem widokowym jest umieszczona tabliczka pokazujaca poziom morza. Najbardziej suche miejsce Ameryki i jedno z najgorętszych miejsc na ziemi, gdzie latem temperatury dochodzą do 57°C, a piasek rozgrzewa się do niemal 100°C. Teraz zbudowano tam taras i zejscie dla turystow. Mozna zejsc i pochodzisc po "soli" na kiladziesiat metrow wglab. Wyglada to jakby ktos wysypal wielka solniczke :). Teren jest plaski wiec w wyobrazni widze jak szybkie samochody bija tu rekordy predkosci ;). Zbieramy sie do samochodu i wracamy ta sama trasa tylko odbijamy na Artist Palette. Jest skret miedzy gory w kanion. Wjazd z jednego punktu a wyjazd w innym. One way road. To skolei miejsce gdzie szalony malarz zostawil swoja alete z farbami. Mamy rozne kolory skal i piasku. Wspinamy sie na skaly. Widoki nie do opisania. Slonko mocno swieci. Powoli mija poludnie wiec czas wracac. Spotykamy sie z Peterem tam gdzie go zostawilismy w Furnance Creek. Rezerwujemy sobie miejsce na noc. Ruszamy na polnoc. Cel to Titus Canyon przez ktory wjezdzamy od strony Nevady. To droda jednokierunkowa przez kanion, nie ma zawracania. Naped na 4 kola sugerowany. Mamy na 2 kola ale dajemy rade. Wspinaczki wozem pod gore dostarczaja duzo emocji i adrenaliny. Droga jest trudna ale da sie prowadzic. Duzo piasku i kurzu w powietrzu. Jako drud woz w konwoju mamy utrudniona widocznosc. Szybko wyczerpuje sie plyn do spryskiwania szyb. Dolewamy co jakis czas wode. W silniku jak w piaskownicy a to dopiero poczatek. Nasza Mazda duzo wytrzymuje jak na miejski SUV. Mijamy rozne formacje skalne, widoki zmieniaja sie czesto i nie jest monotonnie. To juz Off-Road. Co jakis czas zatrzymujemy sie i podziwiamy skarby natury. Mijamy opuszczone miasteczo z kopalnia. Powoli dzien ma sie ku koncowi. Slonko cieplymi kolorami kladzie sie na gorach. Teraz to sa widoki ! Wudostajemy sie z kanionu. Warto bylo. Wracamy na naormalna droge. Teraz juz camping i przygotowanie jedzenia. Ksiezyc swieci tak mocno ze jest prawie jak w dzien. Wiatr juz nie wieje wiec pogoda w nocy jest znosna. Dopijamy co mamy i padamy :) Rano kolejne wyzwanie...