W piątek spakowaliśmy się i w drogę :) po samochód do Budget kolo domu i w trasę. W trakcie jazdy okazało się ze strasznie śmierdzi i trzeba było szukać innego wozu, trwało to dłuuugo i w końcu udało się wydostać z wiecznie zakorkowanego Los Angeles. Kierunek Tijuana na południe od San Diego. Na granice dotarliśmy późno wieczorem. Spodziewaliśmy się gigantycznych kolejek a tu mile zaskoczenie :) nie ma kontroli na granicy w stronę Mexico :) czyli wpuszczają każdego hehe . Przejazd przez Tijuane .... hm.... koszmarne miasto mega slamsy...
tak wiec pomysł nocowania odpadł. Pozostaje Rosarito wiec jedziemy już zmęczenie daje znać i trzeba coś znaleźć. Miejscowość czysto imprezowa, główna ulica i same knajpy i sklepy z alko :) ... szukamy hotelu, robi się słabo bo wszędzie albo nie mam miejsc albo ceny są pod imprezowiczów z USA. Udaje się wynająć fajny hotelik ( z zewnątrz, w środku zaduch i syf ). Na główna ulice nie ma co się ruszać bo wali wiocha ;) jak u nas w dresiarni we Władysławowie hehe. Likiernia i tequilka i browarki i w torebeczce do hotelu. ( Tequila sprzedawana jest tutaj nawet w 5 litrowych butlach jak u nas oligocen ) Kilka lufek i idziemy na plaże. Potem w barze przy basenie kilka lufek i padamy.... rano trzeba ruszać :)